Ech Kolumbia... No wieeem, brzmi groźnie... bo niby guerilla, porwania, rozboje, narcotrafico... Oczywiście tak brzmi, bo tylko takie wieści docieraja do nas wraz z najświeższymi innymi krwawymi newsami. A tak poza tym – prócz tych mniej lub bardziej marginalnych incydentów z pogranicza raczej kryminalnego – Kolumbia to przecież magiczny, sielsko-anielski kraj Marqueza z rajskim wybrzeżem karaibskim, z bujna krainą Amazonii, andyjskim górami, niekończącymi się przestrzeniami los llanos z wypasionymi anakondami i kajmanami. A poza tym – a moze przede wszystkim – znajduje się tu kilka pre-kolumbijskich kompletnie odklejonych od rzeczywiśtości tajemniczych miejsc jak Ciudad Perdida – pochłonięte przez dżunglę miasto Indian Tayrona (podobno Machu Pichu to pikuś przy nim:), San Agustin, Tierradentro – m.in. cele mojej wyprawy... Całość to przecież wymarzony cel turystyczno-wycieczkowy!;) Im więcej o tym czytam tym bardziej nie mogę pojąć dlaczego żadne czartery tam nie docieraja (i za bilety trzeba przepłacać...) Tak sobie myślę, że może za sprawą moich pełnych zachwytu spostrzeżeń, które będę tu regularnie zarzucać, uda mi sie stworzyc odpowiednie lobby na rzecz polsko-kolumbijskiego mostu powietrznego do przerzutu spragnionych południowoamerykańskiego słońca i innych wrażeń polskich turystów(co bedzie w drugą strone transportowane to sie ustali:)
Zobaczymy...
Zobaczymy...
No comments:
Post a Comment