Wszędzie się trąbi, że do 6-go miesiąca dziecku nic, prócz mleka matki (ew. sztuczengo zastępczego), nie trzeba. Z resztą takie są zalecenia WHO podobno... Tymczasem - niespodziewanie - do wielkiego wydarzenia doszło w naszym życiu a raczej w życiu Hani, która skończyła właśnie 4 m-ce. A mianowice zjadła dziś... ziemniaka.
Ziemniak – zaserwowany na lunch - był w postaci puree, zmieszany z mała ilością mleka i razem z tym mlekiem zajmował niecałą połowę łyżki, z czego Hania zjadła troche ponad połowę. Niezłą zabawę miałam obserwując to wydarzenie. Hania była jakby zadziwiona ale tak pozytywnie, chociaz przy każdej zapodawanej łyżeczce robiła miny jakbym wciskała jej najgorsze świństwo. A jednocześnie całkiem z chęcią zgarniała i powoli „gryzła” czy mieliła podaną porcje. Czasem jej wypadało lub lekko - mniej lub bardziej świadomie - niechcący wypluwała. Hehe jakież to było urocze;) Akt konsumpcji ziemniaka został częściowo sfilmowany.
Zaskoczyła nas wczoraj pani pielęgniarka... wprawdzie mówiła coś wcześniej, że wizyta koniecznie musi odbyć sie przed zakończeniem 4-go m-ca, bo od wtedy przygotowujemy sie do normalnego jedzenia. Pomyślałam, że chodzi o teoretyczne przygotowywanie nas rodziców, żeby po tym 6-tym m-cu zacząć w pełni profesjonalnie karmić Hanię. Co prawda wydawało mi się to trochę przedwczesne ale myślę sobie, że wszystkiego można się spodziewać tu w Szwecji w trosce o dziecko i młodych rodziców... Na przykład ostatnio nasza pielegniarka zmontowała grupę rodziców do której dołączyliśmy, żeby podczas bodajże 6-ciu spotkań wymieniać sie doświadczeniami, tematem przewodnim ma być chyba właśnie karmienie... (pierwsze spotkanie jakoś nam umknęło...)
A tu okazało się, że w Szwecji rekomenduje sie wprowadzanie jedzenia od 4-go miesiąca w ramach testowania smaków i stopniowego, powolnego przyzwyczajania dziecka do normalnego jedzenia. Zaczyna sie od gotowanych warzyw – przez kilka dni gotowany ziemniak, potem kolejne warzywa (po kilka dni każde): gotowana marchewka, potem pietruszka, zielony groszek, brokuły etc potem mixy warzyw. Najpierw dodaje sie do nich troche mleka matki a potem odrobine tłuszczu roślinnego. Kolejnym etapem są owoce a potem ryby i mięso. Nie mówimy tu o ogromnych ilościach – każdego dnia pół do jednej całej łyżki. Chociaz po dzisiejszym doświadczeniu stwierdzam, że ćwierć łyżki to fura jedzenia (dla takiego maleństwa;) Aha, a wszystko ma być absolutnie bez soli – do pierwszego roku.
Jak się dowiedziałam, żeby sobie ułatwić robote można raz ugotować warzywo, rozgnieść na papkę i zamrozić w pojemniczkach na lód do drinków i mieć po kostce na dzień. Albo pójść zupełni na łatwiznę, bo na szczęście rynek jest przystosowany i mają tu w marketach małe słoiczki z takimi specjałami właśnie od 4-go miesiąca. Zapasy zostały zrobione:) Ale ziemniaka w mundurku osobiście dziś ugotowałam!
Zatem ciekawe i zabawne chwile przed nami obserwowania jak Hania poznaje świat smaków... Niestety okazało się że szpinak i niektóre inne zieleniny można wprowadzić dopiero po roku zatem troche sie obawiam, że rewelacyjne zielone koktaile będę jeszcze długo sama spożywać...
3 comments:
oj ADA ADA biedna ta nasza Hania mrożone jedzenie ją czeka ale jak do Babci przyjedzie do Polski to ją poratujemy :)
ale obiecuję, że to mrożone jedzenie przed podaniem odmrożę;)
a ja proszę koniecznie historię o medalu za nurkowanie :-)
Hanipapa
Post a Comment