Tak już jest, że
po dłuższej przerwie nie wiadomo od czego by tu zacząć... szczególnie jeśli nie
wydarzyło sie nic spektakularnego.
Z trwogą jedak zauważam, że pamięć moja bardzo zawodna jest, czy raczej dziurawa
kompletnie. Cóż ja opowiem Hani za parę
czy paręnaście lat, skoro już teraz ledwo pamiętam poprzedni dzień?;)
Doszłam więc do wniosku a zarazem silnego postanowienia, że naprawdę warto mieć coś zanotowane,
choć parę słów ale regularnie... Taki oto mam plan, od dziś!
Od ostatniego
posta o Hani minął niemal rok... Wkrótce skończy 2 lata i 4 m-ce. Mówi całkiem
nieźle i ma kilka słówek, które brzmią dość zabawnie... przynajmniej dla nas.
Moja pamięć szwankuje więc wspomnę kilka tych, które w tym momencie
pamietam...
Otóż, jeszcze latem
Hania zajadała kukudziakę ale ten
etap już dawno minął i teraz je po prostu kukurydzę, choć my tęsknimy za kukudziaką:)
Od czasu do czasu zajada
apelsinka. A apelsinek to po szwedzku pomarańcza,w polski sposób zdrobnioniona od apelsin i brzmi całkiem zabawnie.
Lubi też Hania rybę najlepiej doprawioną kepuczem.
Głównie pije wodę ale od czasu do czasu jebatkę, rumiankową albo malinową.
Herbatka jest szczególnie wtedy fajna, gdy można załadować do niej dużą ilość
miodu i niekoniecznie ją wypić.
Ostanio najbardziej
mnie bawi kościopuk... jak na razie
wizerunek kościotrupa i czaszki Hanię 'rajcuje' (i tylko żeby ktoś nie pomyślał, że puszczamy jej horrory albo pimy denaturatem!).
Kiedyś każda postać, ludzik, stworek-potworek zwany był tuptą.
A hamoodziki to jej ulubione zabawki. Karetki,
wozy policyjne,strażackie a szczególnie koparki, dawniej zwane kop-kopu. Wszystko co dotyczy hamochodzików jest
cool: książki, bajki i zabawy w karambole na drogach, warsztaty, wymiany
opon na zimówki itp, itd. Tematy raczej mi odegłe ale już nieobce...
Niuńka Hania wciąż używa, nie za często ale zawsze do spania (tylko i wyłącznie z namalowanym psem, a kiedyś kaczką). Taką nazwę sobie
wymyśliła dawno, dawno temu i tak pozostało. Tu w Göteborgu oporne dzieci odzwyczaja
się od smoczków poprzez wspólną wyprawę do Lisebergu, gdzie uroczyście oddaje
sie smoczki mieszkającym tam królikom. W tym tygodniu zapowiedzieliśmy Hani, że
jak zrobi się ciepło pójdziemy oddać wszystkie niuńki królikom. Na drugi dzień
o poranku przypominam jej o tym i taki oto mini-dialog się wywiązał, bo Hania najwyraźniej chciała wywalczyć zachowanie chociaż jednego:
Hania: zaciumkanego nie... zaciumkanego nie... (taki smoczek po nocy określamy jako brudny i zaciumkany).
Ja: zaciumkanego też, wszyskie zaniesiemy...
Hania: ale on jest brudny!
Ja: to nic, króliczek sobie umyje
Hania: ale... on nie ma rączek...
Ja: hmmm no taaak, to zaniesie w buzi do jeziora i umyje
Hania: tam nie można... tam są kaczki i meduzy...
Ja: zaciumkanego też, wszyskie zaniesiemy...
Hania: ale on jest brudny!
Ja: to nic, króliczek sobie umyje
Hania: ale... on nie ma rączek...
Ja: hmmm no taaak, to zaniesie w buzi do jeziora i umyje
Hania: tam nie można... tam są kaczki i meduzy...
I tu mi po prostu zabrakło argumentów... chociaż z tymi meduzami w jeziorze to przesadziła;) Mała z niej spryciulka. Pomyślalam, że
całkiem niezłe negocjacje jak na 2-latke z hakiem:)
No comments:
Post a Comment