jednak jest zle, bardzo zle... dzisiejsza noc to bedzie prawdziwy extreme dla mnie, Pico de Azucar to pikus... wszystko przez to, ze zmienielam hotel, na pewien polecany przez mojego przewodnika (a przy okazji nieco tanszy niz moj poprzedni...)
jak wrocilismy z gor to tylko wrzucilam do mojego pokoju w tym hotelu manatki rozbebeszajac je troche... a przed chwila wchodze, zapalam swiatlo a tu po podlodze zasuwa robal conajmniej 3cmtrowy!!!!!!!
zbieglam na dol, a dziadek w recepcji mowi ze to pewnie cucarachitaa (karaluszek) i ze to jest normalne u nich... i ze sa niegrozne i jak jakiegos spotkam to mam go butem rozdeptac... aaaale jak, jak to normalne, to one beda po mnie biegac jak ja bede spac? sie pytam, a on mowi ze luz, przeciez one nie gryza... normalnie za-lam-ka!!! sie prawie poryczalam, nienawidze robali wszelakich, bleeee...obrzydlistwo! i to chyba zaden wstyd sie przyznac ze sie ich boje (wiekszosc ludzi sie boi) postanowilam ze bede spac w hallu - a ten powiedzial ze one sa wszedzie... (co najgorsze jest juz za pozno na poszukiwanie innego hotelu, do tego leje przeokropnie) zastanawialam sie co wlasciwie zrobic, to ten koncu wzial spray i poszedl ze mna do pokoju - jak weszlismy to jakies malenstwo pomykalo wiec je przytrul i rozdeptal, demonstrujac jak mam poczynac z nimi jakby co... rozejrzal sie, stwierdzil ze nic wiecej nie ma, a w lazience postawil na kratce sciekowej kosz na smieci, bo niby tamtedy wychodza... norrrmalnie nie wytrzymam!!!!! do 24tej przechowam sie w pobliskiej kafei internetowej, a potem musze tam wracac:( i jestem zdruzgotana, zalamana i nieszczesliwa...i chce do domu!!! no niech mnie ktos stad zabierze:)
po prostu w najczarniejszych wizjach tego wyjazdu nie wyobrazalam sobie takiej sceny! bralam pod uwage, ze moze mnie ktos napasc, okrasc, dac w morde, podrzucic mi koke czy uszkodzic troche a tu mnie przebrzydle robactwo atakuje... a to niespodzianka!
ostatecznie dobrze, ze mam przypadkowo 2 piwa w plecaku (jak mi robactwo nie wychlalo:) to moze sie z nimi jednak zintegruje (chociaz watpie;)
ooops... and 2 years and 6 days have gone...
11 years ago
No comments:
Post a Comment