Jeszcze wczoraj wieczorem chwilowo nienawidzilam tego kraju nie mogac sie pogodzic z bezczelnym zlodziejstwem, ktore mnie dotknelo. Aparat, telefon i nawet moje psloneczbne korekcyjne okulary szlag trrafil! ale mam jeszcze pomysl i szanse na odzyskanie zdjec... w sobote okaze sie czy to mozliwe (gdybym to wyjasnila dzisiaj byloby wieksze prawdopodobienstwo ale nie chce mi sie...). W kazdym razie moj stan wzburzenia i depresji byl tak wyrazny ze taxowkarz, ktory wczesniej nie chcial spuscic ani bolivara z wygorowanej stawki za kurs, ostatecznie na pocieszenie zaprosil mnie na ogromna porcje lodow i pierwsza moja przechadzke po wybrzezu... najwazniejsze to nie cierpiec w samotnosci;) dzis rano jeszcze mnie przesladowala moja strata jednak teraz juz wyluzowalam...
Bo jestem sobie w rybackiej wiosce Santa Fe, mieszkam na plazy, tzn. w domu na plazy, mam moze z 10 metrow do morza... a woda - ciepluteeeenka! a slonce - bezlitosneeee! na szczescie znajduje troche cienia pod palmami dla mojej ponownie zrujowanej przez slonce skory na czole...(uprzedzam o tym problemie, bo mnie mozecie nie poznac jak wroce...)
Na lunch kupilam u rybakow dwie rybki, kore mi pani w kiosku z wrzacym olejem usmazyla... przepychota! to wszystko za niecalego dolara...
Mam nadzieje ze ten blogi spokoj i piekne widoki nie znudza mi sie do soboty;)
ooops... and 2 years and 6 days have gone...
11 years ago
No comments:
Post a Comment