Czekanie – czekanie bylo jednym z glownych czesci skladowych wyprawy; czesto nie wiedzielismy na co czekamy (moze dla samego czekania). Pierwszego dnia mielismy stawic sie o 9,30 w biurze; moze wyjechalismy ok 11,30 (formalnosci, platnosci, zapakowanie bagazy i inne nieznane sprawy organizacyjne a todo tranquilo, muy tranquilo); a potem po drodze bylo wiele jeszcze innych spraw do zalatwienia na miescie (wiec +1h) a potem prawie odpadlo kolo w jeepie (standard - part of adventure) wiec trzeba bylo je naprawic (+1h); ostatecznie do bazy wypadowej dotarlismy ok 16tej (a to tylko 2h z hakiem czystej jazdy); i w bazie kolejna godzina czekania ale tu juz nie wiedzielismy na co…. Skonczylo sie tym ze pierwszego dnia 2 godziny z czterech szlismy w kompletnej ciemnosci i rzesistym deszczu; kazdy sobie… nie wiem jak to sie stalo ze sie nie pogubilismy….
Deszcze niespokojne – bo epoke deszczowa mamy teraz...kazdego popoludnia wiec lalo; ale lalo tak na maxa – tak, ze bardziej sie nie da! Naturalnie nie chowalismy sie po drzewami lecz maszerowalismy, bo pod drzewami tez lalo… a moja mysla przewodnia byla nadzieja ze jeszcze nie zamokl mi spiwor w plecaku (raz zamokl a potem lekko sie podpiekl podczas suszenia nad ogniem)
Rzeki – z powyzszego powodu (deszczy) z kazdym dniem rzeki wzbieraly i coraz trudniej bylo je forsowac; apogeum nastapilo dnia piatego – lina i asekuracja dwoch osob byla niezbedna; dodam ze sciezka wiodla w ten sposob ze np. te sama duza rzeke - Buritace - przekraczalismy okolo 3-4 razy idac w jedna strone...
Kokainowa Szkolka – to temat na osobny post wlasciwie… tak czy owak drugiego dnia za dodatkowe 12 $ mielismy mozliwosc zapoznac sie z procesem produkcji kokainy (moze potem opisze). ¨Wykladowca¨ zademonstrowal kazdy etap dokladnie a otrzymany produkt (ale jeszcze nie proszek) mozna bylo zdegustowac. Odrobina, ktorej skosztowalam zadzialala jak miejscowe znieczulenie u dentysty – paraliz wewnetrznej czesci jamy ustnej. Podobno lokalnie uzywa sie tego srodka do celow znieczulajacych jak trzeba wyrwac zeba. Koke w Sierra Navada uprawia sie masowo – tak jak ryz, juke, kukurydze i inne rosliny… Jest czescia plonow praktycznie kazdego gospodarstwa i nikt tego nie kryje. Liscie a najczesciej czesciowa przerobiona mase sprzedaje sie do glebiej ukrytych laboratoriow. Po ¨szkoleniu¨ doszlam nawet do wniosku ze proces jest dosc zblizony do produkcji papieru – tylko glowny surowiec inny i pewne dodadki (tu benzyna odgrywa istotna role i silnie zracy kwas ale - by uspokoic konsumentow - te substancje sie potem neutralizuje). Ale tez trzeba je rozwloknic, ´´uszlachetnic´´ chemikaliami i wysuszyc by wyszedl gotowy bialy produkt;) (dywesyfikacja w AP?)
Ciudad Perdida (main part of adventure) - kiedy trzeciego dnia po 6 godzinach mordegi dotarlismy prawie do celu tj. do podnoza Ciudad Perdida czekala nas nagroda, spodziewana niespodzianka w postaci ponad tysiaca schodkow wasko pnacych sie w gore; na ktorych latwo mozna bylo sie zabic (jeszcze gorzej bylo przy schodzeniu). ¨Wczolgiwanie¨ sie po schodach zajelo nam sporo czasu ale w koncu zaczely nam sie ukazywac - zatopione w max deszczu pozostalosci po cywilizacji Tayrona. Ciudad Perdida trzedba odkrywac etapami - nie jest tak spektakularne jak Machu Pichu ze calosc mozna ogarnac wzrokiem (nie bylam ale wnioskuje ze zdjec i zeznan swiadkow, ktorzy tam byli). Bo kamienne Ciudad Perdida zlozone jest z setek ¨tarasow¨, polozonych na roznych poziomach i poloczonych waskimi schodkami; caly teren porosniety jest buszem, drzewami wiec jedno spojrzenie nie wystarczy... trzeba sie powloczyc przez pare godzin. Jednak jedno spojrzenie z glownego, najwyzszego tarasu - skad widac otaczajace mniejsze a wszystko zatopione w dzungli - normalnie powala, na kolana. Niewiele wiadomo o istniejacej tam cywilizacji, bo nie znala pisma a pewne info o ich obrzedach i zyciu wyczytali archeolodzy ze znalezisk - glownie ceramiki. Miasto odkryto w 1973 (mas o menos, nie wiem czy dokladnie zapamietalam). Spedzilismy tam noc i pol nastepnego dnia. Bylo magicznie...
Perspektywa czasowa ¨mas o menos¨ czyli ¨mniej wiecej¨– dokladnie tyle trwalo pokonywanie pewnego odcinka trasy; tzn. taka byla przewaznie odpowiedz na pytanie ile jeszcze? godzine? ¨si, mas o menos¨ dwie godziny (inny przewodni)? ¨si, mas o menos¨ trzy??? (kolejny zapytany) ¨si, mas o menos¨:))) Lepiej po prostu nie pytac....
Aj, a teraz musze leciec - potem dokoncze story.
No comments:
Post a Comment