Dzisiejszy dzien tj. ND byl plazowo-organizacyjny. Moj pierwszy normalny (caly) dzien w Kolumbii (aha, moze wlasnie powinnam zaczac od tego ze tu jest normalnie:)
Rano zalatwilam sobie wyprawe do dzungli, potem juz spokojnie dokonalam niezbednych zakupow i poszlam sobie na plaze na pare godzin. Dzieki temu ten dzien spedzilam prawie jak kazdy inny urlopowicz na karaibskim wybrzezu. Na plazy bardzo spodobal mi sie obwozny barek z muza na maxa serwujacy odjechane trunki w orzechach kokosowych (a u nas nad Baltykiem tylko lody i lody.. i nalesniki czasem;). Bylo milo i blogo przez co moja asertywnosc na plazy byla oslabiona... nie odmowilam wiec sobie i ¨obnosnym¨ sprzedawcom: 1. polgodzinnego masazu relaxacyjnego, 2. uslugi fryzjerskiej, polegajacej na zaplecieniu ze 30 warkoczykow na mojej glowie (ktore mam nadzieje uratuja mi wlosy przed skoltunieniem w dzungli) 3. serwisu uzdrawiajacego moja dusze - to poniekad przez przypadek - polegalo to na godzinnej rozmowie z wyslannikiem Boga (pod kamuflazem sprzedawcy wycieczek); te sprawe traktuje dosc powaznie i musze cos z tym zrobic, bo to juz drugi przypadek w ciagu pol roku, kiedy to mam do czynienia z wyslannikiem Boga (wczesniejszy kamuflaz to okulistka).
Tak czy owak dzis pozwolilam sobie na odrobine luxusu, zeby odzyskac szacunek do siebie (czesciowo nadszarpniety po sponiewieraniu sie w podrozy:) Pewnie jutro byloby juz nudno... Ale nie bedzie!, bo jutro rano zatopie sie w dzungli wedrujac w kierunku Ciudad Perdida - pochlonietego przez dzungle miasta Indian Tayrona. Tak wiec znikam na 6 dni i 5 nocy. Moze nie bedzie latwo ale na pewno bezpiecznie... Ciao!
ooops... and 2 years and 6 days have gone...
11 years ago