no wlasnie... nie dokonczylam o Ciudad Perdida wczoraj, bo (po domyciu sie i odebraniu rzczy z pralni) w poznanym tam izraelskim towarzystiwe wybylismy na prawie 1.5 dnia i jedna noc do Parku Narodowego Tayrona. Park Tayrona to zachwycajace wybrzeze porosniete buszem i palmami, z rajskimi plazami i boskimi zatoczkami. W sumie nic nadzwyczajnego tam sie nie wydarzylo (procz awantur na trasie z taxowkarzem): slonce prazylo do poludnia, po poludniu lalo, morze bylo wzburzone (ale w zatoczkach blogie), komary kasaly umiarkowanie; udalo nam sie znalezc kokosy wiec mielismy co jesc, spalismy jakies 20m od morza - ja w hamaku pod strzecha (5usd, bo z moskitiera) (inni w namiocie ale noc mieli niespokojna z powodu robactwa), poplywalismy i wrocilismy do Santa Marty po to by zabrac manele, bo - tym razem w towarzystwie jednej Izraelki i Brytyjki - przemieszczamy sie do Cartageny (4,5 h autobusem). A o Cartagenie jutro a potem o Medellin, moim kolejnym celu podrozy... a c.d. o Ciudad Perdida jakos potem... no hay tiempo:)
Hasta luego!
ooops... and 2 years and 6 days have gone...
11 years ago
No comments:
Post a Comment