Saturday, November 17, 2012

Królestwo Bahrajnu. Słyszeliście o nim?


Położone na wyspach u wybrzeży Arabii Saudyjskiej, raptem pół godziny lotu z Dubaju. Finansowe zaplecze dla banków i instytucji finansowych, szczególnie tych zwiazaych z przemysłem naftowym.Otwiera sie również na turystykę chociaż szcególnych atrakcji tutaj nie za wiele... Gdzie okiem sięgnąć tam pustynia... Niby wybrzeże wokół ale kąpielisk i turystycznych plaż jak na lekarstwo.

Arabia Saudyjska to ’Wielki Brat’ malutkiego Bahrajnu. 75% ich narodowego przychodu pochodzi z exploatacji złóż położonych na granicy obu krajów. Sęk w tym, że wydobycie kontrolowane i przeprowadzane jest przez SaudiArabów, którzy wypłacaja Bahrajnowi ich dolę. Co oczywiście znaczy, że Wielki Brat zawsze sie może zdenerować i przeykręcić kurek - ale o tym później.

Najbardziej zaskakującą dla mnie wiadomością dotyczącą tego kraju jest fakt, że Bahrajn ‘wykrada’ ląd morzu... Przejeżdżamy przez most łączący 2 wyspy i widzę na własne oczy usypane wały u wybrzeża, otaczające ogromny plac - jeszcze lekko mokry ale już prawie gotowy pod zabudowę . Podobno 15% głownej wyspy Bahrajnu to ziemia wydarta morzu... Nie chce mi się wierzyć ale tak twierdzi Hassan*. Jest tu bardzo płytko co ułatwia robotę. Niestety ten proceder nie jest obojętny dla środowiska:(

Jest poniedziałek 5-tego listopada. Co ja tutaj robię? Odwiedzam klienta – powinnam dodać, że mojego największego klienta... Mkniemy błyszczacym lexusem jeepem Hassana do jego drukarni. Dzień wcześniej zwiedziliśmy jego drukarnię w Dubaju. Ta w Bahrajnie specjalizuje sie w commercial & security printing, w Dubaju drukuje książki, głównie edukacyjne na rynek angielski i w dużej mierze z naszego papieru. Wróciliśmy do biura-centrali w centrum Manamy, tam w końcu spotkałam jakieś pracujące kobiety -  importowane i bardziej odziane - lokalne. Hassan jest szalenie miłym i skromnycm człowiekiem, choć niemożliwie bogatym. Pracuje od rana do wieczora (z dwugodzinna przerwą na lunch w domu), bo lubi. Trójka dzieci już na studiach, w Stanach... Rozmawiamy nie tylko o naszej współpracy ale Hassan doradza nam o innych możliwościach/klientach w regionie. Niestety w dobie kryzysu i ekspansji Chińczyków i Koreańczyków - limitowanych. Ale oczywiście nie będę o tym tutaj przynudzać. Chyba, że ktoś jest zainteresowany sprzedażą papieru graficznego na Bliskim Wschodzie...

W Bahrajnie jest niespokojnie. W tamtym roku podczas manifestacji zabito 80 osób, aresztowano wielu opozycjonistów, m.in. sąsiada Hassana. Torturowano go przez 6 tygodni, potem skazano na 5 lat więzienia. Był jednym z liderów opzycji. W drodze na kolację przejeżdżamy obok placu na którym odbyła sie ta manifestacja. Nie do wiary! Ten plac otoczony jest opancerzonymi wozami policyjnymi czy wojskowymi (w sumie to nie wiem czy opancerzonym ale tak nieźle brzmi, a i rzeczywiściwe wyglądały bardzo solidnie) i cały czas obowiązuje tam zakaz wstępu. A minął już ponad rok o ile nie półtora od tego wydarzenia...Widok smutny, niesamowity, szokujący...
Bahrajn - rozruchy. AFP.

W ciągu dnia dzwonię do domu, żeby zameldować że wszystko w porządku itp. A tata mówi, że w TVN24 informowali o bombie w Bahrajnie i 2 zabitych... Co? Bomba? Niemożliwe... Nic nie słyszałam, nic nie widziałam. Zagooglałam dopiero po powrocie i znalazłam ten artykuł: http://konflikty.wp.pl/kat,1020345,title,Bahrajn-dwoch-zabitych-w-serii-wybuchow-w-stolicy , uwiarygodniony tym zdjęciem, które zapożyczyłam z tej stronki.

W kraju wrze pod powierzchnią, wg Hassana coś się wkrótce musi wydarzyć. Król nie odpuszcza, trzyma się kurczowo swoich ’ideałów’, nie chce pozwolić na jakąś demokrację, bo narazi się jeszcze na gniew Wielkiego Brata, który to jest jednym z bardziej skrajnych przypadków arabskiego/islamskiego konserwatyzmu.
W Bahrajnie 50% ludności to lokalesi, reszta to importowana siła robocza z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Filipin. Imigranci są raczaj neutralni - chyba, że wcieleni do wojska/policji...
Hassan liczy na interwnecję Zachodu jak dojdzie po raz kolejny do krwawych rozruchów czy dotkliwego łamania praw człowieka. Czy to się wydarzy... hmmm ktoś bedzie chciał wkurzyc Saudyjczyków-  źródło ropy i milionów dla zachodnich firm? Ale nie traćmy nadziei..
To był główny temat rozmów podczas naszej kolacji w dość luksusowym przybytku - ogromnym kompleksie rekreacyjno – hotelowym, należącym do... premiera tego kraju. Wszyscy u szczytów władzy są tu niemożliwie bogaci, bo powszechnie wiadomo, że są skorumpowani tak, że bardziej się nie da.

Wieczorkiem przez chwilę miałam okazję poczuć sie jak za starych dawnych czasów.... Przed kolacją wyrwałam się sama na godzinkę, żeby zwiedzić souk/rynek (chociaż Hassan nalegał aby ich firmowy kierowca służył nam za przewodnika, gdybyśmy chciali coś zwiedzić... ale co to za frajda).
Od razu na wejściu zamarzyłam żeby mieć czapkę niewidkę. Sprzedawcy osaczali mnie jakbym była ich jedyną okazją/ofiarą na zrobienie deal-u stulecia a przynajmniej deal-u dnia. Ja tymczasem byłam zawiedziona asortymentem - większość towaru to tzw ‘chińszczyzna’. A ja bardzo chciałam kupić coś bahrajńskiego... Weszłam w końcu do sklepiku z folkorystycznie wyglądającymi wyrobami. Spodobał mi się wazonik. Pan mówi, że to... z Turcji. Oglądam uroczy dywanik - pan donosi, że on z Indii. A może kolorowe apaszki... nieee... też z Indii itp itd.. A coś z Bahrajnu? pytam. Yyyyy, po dłuższej chwili zastanowienia pokazuje małe, dekoracyjne fajki wodne. Nie zrobiły na mnie wrażenia, znaczy, straszna tandeta to była. Zdałam sobie sprawę, że w tym kraju prawie nic się nie produkuje... Ale nie zawsze tak było... wg opowieści Hassana, niegdyś, przez kilka stuleci Bahrajn słynął z połowu pereł (pearl diving), co było głównym źródłem utrzymania dla większości ludności do lat 30-tych poprzedniego wieku (niezbyt z resztą bezpiecznym). Potem odkryto złoża ropy... a azjaci zaczęli sztuczne hodowle pereł...

Hassan podpowiedział (też po chwili namysłu), że jako pamiątkę mogłabym sobie kupić drewnianą szkatułkę - miniaturkę skrzyń używanyvh przed laty jako szafy w domach. Rzeczywiście były na lotnisku ale po cholere mi taka szkatułka... wolałabym oryginalną wielką skrzynię...

A wracając do spaceru, gdzieś w bocznych drogach, mogłam dostrzeć ‘obrazki’ jakie pamiętam z podróży np. do Syrii - grupki starszych Arabów odzianych w dżalabije i chusty na głowie, spokojnie popijących herbatke przed domami. Jakby czas się dla nich zatrzymał... Ciekawe o czym rozmawiają... Gdy w Syrii przed niemal 10-cioma laty byliśmy zapraszani na taką herbatkę, wypytywano nas o Lecha Wałęsę i Papieża – na wieść, że jesteśmy z Polski. Ubolewali też, że wszyscy Arabowie w oczach świata to terroryści, bo byliśmy tam krótko po atakach 11 września na WTC. Ruch turystyczny w Syrii zmalał wtedy do niemal zera... więc dość mocno na tym ucierpieli.

A tymczasem minął 1 dzień w Bahrajnie. Nazajutrz czekała mnie pobudka o 5-tej. Po 8-smej lot do Kuwejtu. Kolejna krótka noc, trochę stresu a w dodatku w kraju do którego zmierzamy alkohol jest surowo wzrbroniony (w Bahrajnie raczyliśmy się butelką wina do kolacji)... Wytrzymam to tempo? Podróże służbowe też mogą być extremalne...

Wyjeżdżając trzymam kciuki za Bahrajn...           

* Imie zmienione