Sunday, June 16, 2013

Kreatywne zabawy 2

I
A propos poprzedniego posta… Przedwczoraj Hania dopadła się do nowego opakowania wkładek higienicznych i obkleiła własnoręcznie tak jak widać na zdjęciu. Gdy nagle przyuważyłam ją na gorącym uczynku i wyraziłam swoją zdecydowaną dezaprobatę, Hania obwieściła (jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie), że musiała tak zrobić, bo jest strażakiem.  

Przyjrzałam się... no rzeczywiście, wyglądała prawie jak strażak. Jej uniform był na tyle 'profesjonalny' i zabawny, że wybaczyłam jej zmarnotrawienie moich kolejnych wkładek, szczególnie że jak się okazało, miała misję do spełnienia - natychmiast przystąpiła do ratowania kotów z pożaru:)
Jakość zdjęć trochę kiepska ale akcje ratownicze były zbyt szybkie, żeby móc złapać ostrość...


Sunday, June 09, 2013

Kreatywne zabawy

iI
Niektóre zabawy Hani są dość kreatywne żeby nie powiedzieć abstrakcyjne. Stwierdziłam, że muszę zacząć je kolekcjonować...

Wczoraj np. usiadła na półce z butami i twierdziła, że jest butem. Nie byłoby w tym problemu gdyby nie fakt, że długo i usilnie nalegala że mam ją, znaczy tego buta założyć... Ostatecznie dała sie przekonać, że mam za duże stopy:)
Dzisiaj natomiast usiadła na stole obok mojej szkalnki wody i obwieściła, że jest moim piciem... oczywiście nie było innego wyjścia, musiałam wypić wszystko po kolei: ręce, nogi, głowę, uszy itd.


Kiedyś bardzo lubiła bawić sie moimi wkładkami higienicznymi. Wyciągała z szafki i robila sobie z nich ścieżki, wyklejanki... na szafce, podłodze, zabawkach czy na sobie. Niegdyś przykleiła sobie jedną na czole, drugą na brodzie i mówila że jest kosmonautą.

Wczoraj na deser jadła truskawki. Wyciągnęła najpierw trzy, najwiekszą truskawką był Czarek, średnią byłam ja, a najmniejszą ona czyli Hania. Potem wyciągnąła jeszcze dwie - ciocię Renię i Wojtka. Chwilę sie zabawiła i potem wszyskich zjadła. Na moje ubolewanie nad naszym marnym losem wyjaśniła, że po prostu byla głodna...
Muszę przyznać, że nigdy nie brakuje jej argumentcji odpowiedniej do sytuacji.

Tydzień temu szłyśmy sobie chodnikiem patrzymy a tu leży jakiś lizak a na nim i wokół pełno małych mrówek.
Hania natychmaist zaczyna je deptac. Ja na to:  Hania, nie zabijaj mrówek! A Hania, moje słodkie, urocze maleństwo, stanowczym tonem: Muszę je zabijac, bo ja ich nie lubię!
I

Atrybut "dużaka"...

i
Hania skończyla już 2 lata i 8m-cy i - jak sama twierdzi od wielu, wielu tygodni - jest już Dużakiem, o czym przypomina nam kilka razy dziennie przy różnych okazjach.

Ten etap zaczął sie już w styczniu, gdy do jej grupy w przedszkolu dołączyła trójka maluchow (wcześniej przez ponad rok była najmłodsza w grupie 1-5lat). Hania ostentacyjnie ignorowała maluchy, nie chciała sie z nimi bawić, podobno podczas zabaw w podgrupach (w kółeczku) odmawiała trzymania je za ręce... Skumplowala sie za to z najstarszym towarzystwem, co ma niemały wpływ na jej rozwój a raczej rozwój jej słownictwa, o czym za chwilę.

Podstawowym atrybutem jej dorosłości do którego często nawiązuje i z którego jest bardzo dumna, są... majtki. Kilka tygodni temu niemal z dnia na dzień z własnej woli zrezygnowała z pampersów. Ostatnio na pytanie babci czy będzie bawić się z Lenką i Marlenką (ponad rok młodszymi kuzynkami) jak przyjedzie latem odpowiedziała: ale babcia, ja nie mogę, ja nie bawię sie z maluchami, ja mam majtki...

Żeby przypieczętować przynależność do starszakow tydzień temu pożegnała się ze swoją kolekcją niuńków (smoczków). Używała ich przy zasypianiu i przy okazji nocnych pobudek. Od zimy była przygotowywana na ten moment i z lekkim onieśmieleniem uroczyście oddała je królikom w Lisebergu. Dostała dyplom (nawiasem mówiąc świetna ceremonia w tym Lisebergu) i... bardzo dzielnie to znosi. W tajemnicy 'uratowalam' jednego na wypadek ewentualnych dramatycznych konsekwencji ale nie był potrzebny. Pierwszego wieczoru małe cierpienie i smutek malowały się jej na twarzy ale ni słowem nie wspomniala o niuniku... dopiero w nocy 'pękła' i mieliśmy 20-minutowy mały dramat. Teraz tęsknota za niuńkiem przejawia się tylko w kryzysowych momentach, przez chwilkę, właściwie bezboleśnie.

A poza tym, od dawna nawija Hania całkiem przyzwoitą polszczyzną, natomiast od niedawna przynosi do domu szwedzki.
Całkiem świadomie, z łobuzerskim uśmiechem rzuca do nas całe zdania po szwedzku. O tyle dobrze, że jak poproszę, to tłumaczy na polski to co powiedziała:)
Jednym z pierwszych zdań rzuconych do mnie ze dwa tygodnie temu bylo dość 'zaczepne' pytanie: 'Har do bajs i munen?' Myślałam, że padne... niewtajemniczonym przetłumacze: 'Czy masz kupe w buzi?' Myślę, że testowała moje rozumienie szwedzkiego i chyba zaliczyłam test, bo więcej już tego tekstu nie powtórzyła;)

i