Sunday, February 23, 2014

Śpiąca Królewna jest wśród nas.


To jest już rytuał, codzienność, oczywista oczywistość. Gdy wracamy z przedszkola Hania w biegu zrzuca kurtkę i przywdziewa swoją suknię z cekinami (ew. jakąś zastępczą), ściąga gumki z włosów, zarzuca grzywą, wkłada ‘koronę’ i przemienia się w książniczkę.

Najczęściej wciela sie w rolę śpiącej królewny, padając nieruchomo na łóżku, „zasypiając”. Wówczas do akcji musi wkroczyć książe – najczęściej Czarek ale bywa, że ja też (chociaż mi częściej przypada rola złej wróżki a czasem i królowej) – dać buziaka i ją obudzić. Ta scena najczęściej odbywa sie kilka razy dziennie a książe musi zastosować różne metody budzenia od łaskotek po brzęczące muchy, chociaż jak wiadomo ostatecznie tylko buziak działa. Gdy nagle zapanuje w domu cisza, nic się nie dzieje, znaczy, że królewna zasnęła, na sto lat. Jakże szybko mijają jednak te lata... Subiektywne poczucie czasu i wrodzona niecierpliwość nie pozwalają naszej królewnie czekać na księcia dłużej niż kilkanaście sekund, w porywach do 2 minut.

Generalnie, nie ważne jaką zabawę zainicjuje Hania, zawsze, 
ni stąd ni zowąd, a jednocześnie całkiem naturalnie, pojawia się zła wróżka, kołowrotek i oczywiście śpiąca królewna (plus inne niezbędne postaci). Może to być zabawa w chowanego, pet shopy, rysownie czy jakieś gry - wątek śpiącej królewny zawsze zostaje sprawnie wpleciony w akcję.

A zaczęło sie od audio-booka, to była jedyna bajka na CD, której Hania namiętnie słuchała. Myślę, że zna ją na pamieć, bo cytuje długie dialogi i ciągle nas poprawia jak nie dobierzemy odpowiedniego słownictwa w zabawie. Co ciekawe, za każdym razem jak słuchała tej bajki uciekała na conajmniej 5 metrów od radia jak tylko pojawiała się zła wróżka i jej złowrogi głos rzucający klątwę (którą to Hania z drugiej strony chętnie cytuje).
Teraz zna jeszcze wersję z bajki animowanej, co jeszcze bardziej pobudziło jej wyobraźnię i księżniczkomanię.

Bardzo szybko sie to potoczyło, nagle z Hello Kitty, Myszki Mickey itp. przyszła mega-faza na księżniczki. Dane mi było szybko zauważyć też, że rynek jest bardzo przegotowany na ten etap w życiu małych dziewczynek. Poza podstawowymi atrybutami (suknia, korona) Hania ma już majtki z księżniczkami, gumowce, naklejki, plastry opatrunkowe, telefon, nawet specjalną gazetkę o princessach, wypatrzoną przez Hanię w naszym lokalnym markecie... a to pewnie dopiero początek...
Ostatnio, dla równowagi, Czarek kupił jej 3 autka: radiowóz, ambulans i straż pożarną. Owszem, przydały się... okazuje się, że księżniczki też potrzebują skorzystać z tych służb, czy to z policji, pogotowia czy straży pożarnej;)

Na koniec muszę jednak uczciwie dodać, że przemiana nie jest totalna, bo Hania (czy też wybrany petshop czy inny stwór zabawka lub przedmiot zaadoptowany na zabawkę - ostatnio w kafei była to wykałaczka) najczęściej wciela się w rolę Królewny-Kota. Opowiada jak skacze po drzewie, buja się na lampie, bawi się z koleżankami myszami i psami i okropnie psoci... tyle, że nosi koronę i mieszka w zamku. 
Właściwie trudno to wszystko ogarnąć:)