Monday, February 28, 2011

Jest i drugi!

i
Ząbek! Dodam gwoli ścislości. Dla mnie to takie oczywiste... że jak drugi - to ząbek Hani. Ale jak z wielką radością oznajmiałam wczoraj mamie, że jest drugi! Mama jakoś nie odgadła od razu o co chodzi, wahała się, jakby zaniemówiła na chwile... nie mogła skojarzyć co mam na myśli... musiałam ją mocno naprowadzić, że chodzi o Hani ząb. Dopiero potem okazalo się, (dzięki 2 szpiegom podsłuchującym rozmowę), że przez tę chwilę mamie przyszło do głowy, że może drugi potomek w drodze;) A mnie nie przyszło do głowy, że w tamtym kierunku powędrowały myśli mamy;) Hahaha...

A wracając do ząbka, Hania obudziła się z nim wczoraj o poranku. Po prostu. Uśmiechnęła się szeroko jak zwykle po obudzeniu i okazało sie, że pierwszy ząb ma obok braciszka:) A przecież taaakie straszne mialo byc to ząbkowanie... Pojawienie sie tego drugiego poprzedziło "tylko" ponad godzinne marudzenie podczas wieczornego usypiania. Przeważało artykułowanie "yyyyyyh" - czym maleństwo próbuje czasem coś wymusić albo reaguje tak, nie mogąc zasnąć. Najczęściej mnie to bawi ale po godzinie wystawiła na próbę moją nieźle już wypracowaną cierpliwość. Umęczyłam sie trochę a tymczasem biedactwu wyrzynał się ząbek... i to jej, a nie mnie, należało współczuć;)

Tak czy owak teraz Hania wyposażona jest w dwie dolne jedynki.
Przy okazji zgłębiłam temat i dowiedziałam się, że o nowe ząbki trzeba od razu zadbać, znaczy, szorować je... i to z odrobiną pasty. No to kupiliśmy wczoraj szczoteczke i - choc jeszcze nie wiem jak sie za to zabrać - jutro trzeba bedzie przystąpic do dzieła. Rano i wieczorem, powiedziała pielęgniarka, żeby wyrobić w dziecku ten -  co by nie mówić - pożyteczny nawyk na całe życie.

Friday, February 18, 2011

Śnieżnobiała, ostra niespodzianka

i
Nasza mała Hania już nie taka mala. Ależ święto dziś mamy... normalnie uczucie bliskie euforii towarzyszyło mojemu odkryciu (hahaha). Otóż niniejszym informuję, że Hania... dostała pierwszego ząbka.

Ujawnienie dokonało sie dość standardowo... Hania ma w zwyczaju od czasu do czasu ścisnąć niewdzięcznie sutka jak już sie naje, w ramach rozrywki chyba. Dlatego ten dzisiejszy uścisk nie wzbudził moich większych podejrzeń, bo ściskanie dziąsłami dawało dość podobny lekki ból uszczypnięcia i nigdy nie miało szans powtórzenia, bo karmienie natychmiast było kończone. Chociaż właściwie coś mnie dziś tknęło, że a nóż... No i nim znalazłam smoczek Hania dorwała mojego palca a wtedy poczułam jak coś - niczym żyleta - wcina mi sie w skóre. Zaglądam w buzie – co nie jest takie proste – a tam coś świeci, coś śnieżnobiałego:) I wszystko stało się jasne...

A najbardziej to, dlaczego tak bardzo nieprzespaną noc mieliśmy i kropelki na brzuszek nie pomagały na wybuchy płaczu. Coś ją wyraźnie bolało, zmyliło mnie też troche jej przeziębienie... tymczasem któż by pomyślał, że raczej żelu na dziąsła (zakupiony na tę okoliczność pare tygodni temu) należało użyć...  

Trzeba będzie teraz uważać na ukąszenia naszej małej Zębatki, wcześniej jej dziąsło ściskało jak imadło, wprawdzie mocno ale niezbyt boleśnie. Przyssanie się np. do ręki też nie sprawiało kłopotów, prócz obfitego ślinotoku, ciągnącego się czasem aż do podłogi. A teraz, z ząbkami ostrymi jak u gryzonia, jeszcze bardziej odczujemy jej obecność:) Na własnej skórze;)

No i dochodzą nowe, codzienne, obowiązki - szorowanie zęba...

Tuesday, February 08, 2011

Już czas na książki...


Proszę bardzo... czytamy po angielsku....

Czytamy trochę do góry nogami
(patrząc na rysunek - dosłownie do góry nogami:)
a

W trosce o dobro i przyszłość branży papierniczej (czyli zagwarantowania popytu mojej obecnej firmie) wpajam maleństwu miłość do książek. Przy okazji - mam nadzieje - mądre dziecko nam wyrośnie:)

Hania już je zaczyna uwielbiać. Nieważne w jakim języku. Na razie "czytuje" plastikowe, szmaciane czy z jakis innych zmixowanych tworzyw, które szeleszczą, piszczą, wyskakuje z nich żabka, etc. Ma też taką jedną z grubej tektury, w którą wmontowane są dźwięki zwierząt domowych i przy okazji dowiedziałam się jak "mówią" szwedzkie zwierzęta... bo niektóre inaczej niż nasze, na przykład pies: voff, kogut: kuckelikuuu a koń: gned-gned. A w Wigilie pewnie mówią normalnie, po szwedzku..

Jeżeli chodzi o czytelnictwo, prócz tego że książkami, Hania zachwyca się też kolorowymi gazetami... Pewnie dlatego, że ma prawo zrobić z nimi co zechce... nooo... może oprócz tego do czego nieustannie dąży, to jest zjedzenia ich:)

Tuesday, February 01, 2011

Zjeść ziemniaka i się zachwycić.

bb
Dla wyjaśnienia - Hania jadła a ja sie zachwycałam.

Wszędzie się trąbi, że do 6-go miesiąca dziecku nic, prócz mleka matki (ew. sztuczengo zastępczego), nie trzeba. Z resztą takie są zalecenia WHO podobno... Tymczasem - niespodziewanie - do wielkiego wydarzenia doszło w naszym życiu a raczej w życiu Hani, która skończyła właśnie 4 m-ce. A mianowice zjadła dziś... ziemniaka.

Ziemniak – zaserwowany na lunch - był w postaci puree, zmieszany z mała ilością mleka i razem z tym mlekiem zajmował niecałą połowę łyżki, z czego Hania zjadła troche ponad połowę. Niezłą zabawę miałam obserwując to wydarzenie. Hania była jakby zadziwiona ale tak pozytywnie, chociaz przy każdej zapodawanej łyżeczce robiła miny jakbym wciskała jej najgorsze świństwo. A jednocześnie całkiem z chęcią zgarniała i powoli „gryzła” czy mieliła podaną porcje. Czasem jej wypadało lub lekko - mniej lub bardziej świadomie - niechcący wypluwała. Hehe jakież to było urocze;) Akt konsumpcji ziemniaka został częściowo sfilmowany.

Zaskoczyła nas wczoraj pani pielęgniarka... wprawdzie mówiła coś wcześniej, że wizyta koniecznie musi odbyć sie przed zakończeniem 4-go m-ca, bo od wtedy przygotowujemy sie do normalnego jedzenia. Pomyślałam, że chodzi o teoretyczne przygotowywanie nas rodziców, żeby po tym 6-tym m-cu zacząć w pełni profesjonalnie karmić Hanię. Co prawda wydawało mi się to trochę przedwczesne ale myślę sobie, że wszystkiego można się spodziewać tu w Szwecji w trosce o dziecko i młodych rodziców... Na przykład ostatnio nasza pielegniarka zmontowała grupę rodziców do której dołączyliśmy, żeby podczas bodajże 6-ciu spotkań wymieniać sie doświadczeniami, tematem przewodnim ma być chyba właśnie karmienie... (pierwsze spotkanie jakoś nam umknęło...)

A tu okazało się, że w Szwecji rekomenduje sie wprowadzanie jedzenia od 4-go miesiąca w ramach testowania smaków i stopniowego, powolnego przyzwyczajania dziecka do normalnego jedzenia. Zaczyna sie od gotowanych warzyw – przez kilka dni gotowany ziemniak, potem kolejne warzywa (po kilka dni każde): gotowana marchewka, potem pietruszka, zielony groszek, brokuły etc potem mixy warzyw. Najpierw dodaje sie do nich troche mleka matki a potem odrobine tłuszczu roślinnego. Kolejnym etapem są owoce a potem ryby i mięso. Nie mówimy tu o ogromnych ilościach – każdego dnia pół do jednej całej łyżki. Chociaz po dzisiejszym doświadczeniu stwierdzam, że ćwierć łyżki to fura jedzenia (dla takiego maleństwa;) Aha, a wszystko ma być absolutnie bez soli – do pierwszego roku.

Jak się dowiedziałam, żeby sobie ułatwić robote można raz ugotować warzywo, rozgnieść na papkę i zamrozić w pojemniczkach na lód do drinków i mieć po kostce na dzień. Albo pójść zupełni na łatwiznę, bo na szczęście rynek jest przystosowany i mają tu w marketach małe słoiczki z takimi specjałami właśnie od 4-go miesiąca. Zapasy zostały zrobione:) Ale ziemniaka w mundurku osobiście dziś ugotowałam!

Zatem ciekawe i zabawne chwile przed nami obserwowania jak Hania poznaje świat smaków... Niestety okazało się że szpinak i niektóre inne zieleniny można wprowadzić dopiero po roku zatem troche sie obawiam, że rewelacyjne zielone koktaile będę jeszcze długo sama spożywać...