Saturday, May 21, 2011

Hania strongmenka

To było przedwczoraj znaczy w piątek... kiepsko spała Hanulka, ciężko jej się oddychało... Obudziła się z katarem. Może załapała jakieś bakterie po wyprawie do miasta, może ją przewiało, a może za długo się kąpała... któż by to wiedział... Z nosa leciało ciurkiem ale w sumie nie było tak źle... cały poranek się bawiła, może tylko trochę więcej niż zwykle marudziła. W południe grzecznie zasnęła, ucięła sobie prawie 2-godzinną drzemkę a po obudzeniu... oj dość kiepsko wyglądała. Musiałam nosić ją wklejoną we mnie, nawet nie skosztowała słoikowych „przysmaków”, generalnie niewiele ją bawiło. Łatwo nie było. Zastanawiałam się czy aby nie ma gorączki, bo na oko tak mi to wyglądało po przyłożeniu ręki do czoła. A trochę czasu upłynęło nim przypomniało mi się, że gorączkę można przecież zmierzyć...
No to mierzę, wychodzi 38,1 st. Mierzę jescze raz – 38,2 st. Dramatu nie ma ale za dobrze też nie jest. Wklejam ją jeszcze bardziej w siebie i doopatulam. Na szczęście pije dużo wody i nie gardzi moim mlekiem... Osłabiona jest więc kładę ją spać. Mierzę spokojnie temperaturę jak śpi a tu pyka wyżej i wyżej... wychodzi 38,5 stopni:( Ooooupsss...to już poważna sprawa. A demony wyobraźni nie śpią i stąd wydaje mi się blisko do 39, 40 stopni... Zastanawiam sie co sie robi w takich przypadkach w Szwecji, wiem, że za szybko nie leci się do lekarza. Kasia mówi, że na noc podać ewentualnie alvedon, Magda – że zadzwonić na konsultacje.Tymczasem, no cóż... pozostaje mi czekać na rozwój sytuacji. Bez paniki, bo ważne jest że ma apetyt na mleko.

Epilog. Po godzinie Hania się budzi. Uśmiecha się. Bawi... Przemycam termometr a tu niespodzianka... tylko 37,5 st. Wieczorem nie było śladu po gorączce:) Po prostu... Tak to Hania błyskawicznie rozprawiła się z jakimiś bakteriami. Dzielny Haniołek (taką ma ksywkę ostatnio). Happy end:)

1 comment:

Anonymous said...

Nasz mały słodziasek kochany och jak ja bym ją przytuliła .....:(
A co do gorączki żeby odrazu nie faszerować lekami chłodna kapiel pomaga u misi czesto to praktykowaliśmy