Monday, May 09, 2011

Małe szczęścia Hani, czyli co Hania lubi, cz 2.

I
Właściwie od samego początku Hania szaleje za nosidełkiem. Na sam jego widok wpada w dziką radość. Zaraz po zamontowaniu szybko przebiera nogami jakby to conajmniej ona się nosiła a nie była noszona. 
Przy okazji sporo można zdziałać „bawiąc się w kangury” – zrobić sałatkę albo zielony koktail, odkurzyć itp. A dziecko obserwuje i się uczy:)
Ale teraz na wakacjach w Łośnie korzystamy ze sprzyjających okoliczności przyrody i pogody i prawie codziennie robimy sobie niemal godzinne wypady do lasu. Jest bosko zielono, kwitną konwalie, ptaszki głośno ćwierkają, kicają zające, hasają zwierzaki - chyba sarny przeważnie. Się dzieje. Raz nawet rozglądałam sie w poszukiwaniu grubego drzewa w pobliżu jak w gęstym młodniku coś się gwałtownie zerwało i myślałam, że to dziki... (zamierzałam sie za nie schować, nie wspinać (bo mam lęk wysokości;)). Regularnie przemierzamy teren o raczej limitowanym a może i wzbronionym dostępie – bo to od zawsze mój ulubiony kawałek lasu – a jakiś czas temu upodobał go sobie też czarny bocian... Przez to już chyba parę lat las jest chroniony i chyba łazimy tam trochę nieleganie. Tymczasem czarny bocian jakiś nieśmiały i nie chce sie pokazać.
No i sielanka byłaby stuprocentowa, gdyby nie te cholerne insekty... i po szybkiej rekalkulacji wychodzi mi wskaźnik sielankowatości na poziomie 95%:)

Chyba mamy duże szczęście, że Hanulka lubi jeść. O poranku bułę z masłem. W międzyczasie, w ciągu dnia znikają szybko wciągane chrupki kukurydziane. Małe, troche twarde, jabłkowe wafelki ryżowe cieszą się już mniejszym powodzeniem ale zawsze to coś do pociamkania... Na lunch dostaje tzw „obiadki” ze słoika, i jakby tak zacytować etykiety z tych słoików to całkiem smakowite potrawy jej serwujemy. Jeszcze tylko nie odważyłam się podać królika z ryżem... ale może jutro... Z moich obserawcji wynika, że najbardziej zasmakowała Hani lazania. W ogóle włoska kuchnia króluje wśród słoiczkowych dań, są różne pasty i spaghetti... pizza tylko jakoś nie została przerobiona i zakręcona w słoiku...albo mi umknęła;) 
Na deser mamy owoce – najczęściej jakiś mix ze słoika ale największą frajdę Hania ma z własnoręcznego przetwarzania na miazge kiwi, banana czy mango. Cóż to są za sceny... dziś od stóp do głów Hanulka nadawała sie do opłukania. Również miejsce konsumpcji w promieniu 1 metra. A nowy, genialny gadżet  - talerz z przyssawką -  na razie genialnie się nie sprawdził... znaczy Hania była silniejsza od przyssawki...

Wśród hobby Hani króluje uwielbienie do elektroniki. Obiekty największego pożądania to: komputer, myszka, telefon, wszelkie okablowanie, piloty... Dzika radość na ich widok jest intensywna acz raczej krótka, bo sam widok oczywiście nie wystarczy... a chęć i dążenie do bezpośredniego kontaktu z tymi przemiotami są dość trudne do okiełznania...
Z komputerem bardzo dobrze sobie radzi nasza Hanulka, znaczy klawiaturę obsługuje błyskawicznie, pewnie po tacie... Nim się zorientowałam w moim laptopie brakowało już dwóch klawiszy, raczej dość potrzebnych „entera” i prawego „shifta”. Literka „d” też jest podważona, trzeba mocno wciskać, żeby zadziałała... I w takich warunkach technicznych przyszło mi tu pisać... jest jeszczcze pare rzeczy, które lubi Hania ale chyba jutro pokontynuuję...

4 comments:

Miss Take said...

no i tak, ja cała w nerwach co dalej, a tu nic, kontynuacji nie ma, boje się bardzo że Hania zaopiekowała się resztą klawiatury.
a to poskutkuje serią nieszczęść:
po 1. nie będzie bloga
po 2. nie będziemy mogli śledzić postępów w rozwoju naszego oczka w głowie !!!

Anonymous said...

Tak, tak czekamy na kontynuacje.

Anonymous said...

ADA KOLEJNY TEMAT BLOGA TO LOT SAMOLOTEM;) HANIOŁKA

adadi said...

jest dobrze! przedwczoraj Czarek wkleił oba klawisze:) czekałam tylko aż klej wyschnie... teraz będę nadrabiać zległości:)