Chociaż z drugiej strony wiedziałam przecież, że miliony kobiet dzielnie sobie z tym radzą a dziewczyny mówiły, że to wszystko tak naturalnie przychodzi. Jednak czarny scenariusz tkwił i się ugruntowywał... i chwilami wydawało mi sie niemożliwością, że sobie poradzę. I tak, jak chciałam urodzić wcześniej, przed terminem, to potem pragnęłam, żeby stało się to jak najpóźniej, chciałam wydłużyć te ostatnie chwile wolności i beztroski, nawet z 9-cio m-cznym brzuchem...

Straszne miały być nieprzespane noce, oczy na zapałki, słanianie się ze zmęczenia, marzenia tylko o chwili snu w ewentualnej, krótkiej wolnej chwili. A tymczasem jest nawet czas na poczytanie książki... Wprawdzie niezbyt szybko, nie długimi ciągami i nie zawsze w wygodnej pozycji - dzisiaj na przykład miałam Hanie śpiącą na mnie (trochę bolał ją brzuszek i była ułożona swoim brzuszkiem na moim) a książke uniesioną ponad nią wysoko na rękach.
W ogóle piszę o tym, bo właśnie skończyłam czytać taką jedną i chciałam ją polecić. Oczywiście jest o podróżowaniu, wprawdzie po krajach Azji (nie do końca to mój kierunek) ale jest tak fantastycznie, lekko napisana – właśnie tak, jak ja bym chciała pisać – że każda chwila z nią (czasem wykradana Hani) to był czysty relaks i przyjemność... Koleś pisał zupełnie luzacko, naturalnie, że niemal czułam, że i ja jestem w tej podróży... (eeech;) A do tego, przydarzały mu sie niezłe przygody. Nazywa się Tomek Michniewicz a ksiązka Samsara,
A jeżeli chodzi o to, że łatwo, miło i przyjemnie... to przedstawiam status quo, tak jest teraz i było do tej pory (choć naturalnie bywały trudniejsze momenty). Może to być też moje subiektywne odczucie na skutek brutalnych wyobrażeń zawartych w tych wcześniejszych wyimaginowanych czarnych scenariuszach. Ale jakby co, to zastrzegam sobie prawo do zmiany opinii, bo sytuacja oczywiście może ulec zmianie;)