Sunday, October 30, 2011

Koncert! Alleluja!!! ;)



To warto odnotować. Hania zaliczyła dziś pierwszy w swoim życiu koncert. Przyczyniła się przy tym do znacznego obniżenia średniej wieku publiczności, my w sumie też. Średnią – przy uwzględnieniu naszej trójki – oceniam na oko na 60 lat.
Koncert odbywał się o przywoitej godzinie 17-tej w jeszcze bardziej przyzwoitym miejscu w ... kościele. Przyznam, że nie często i niezbyt chętnie chadzam... ale ten mnie zauroczył. Zupełnie różne te kościoły od tych naszych zimnych, monumentaalnych w Polsce. Te tutaj są takie skromne, swojskie, normalne, ciepłe. Jest mini-garderoba z wieszakami, można się rozdziać i od razu człowiek czuje się jak w domu. Sala do celebrownia mszy - tam właśnie odbywał się koncert - wcale nie była największa w tym przybytku. Nie zwiedziłam całego budynku, widziałam tylko sporą salę jadalną i salę do gier czy zabaw – dzieciaki grały w ping ponga. Są też przyzwoite toalety. Ta przeznaczona dla małych dzieci oczywiście wyposażona w przewijak, ale też pampersy, mokre chusteczki, a nawet ubranka do przebrania jak by była potrzeba...
Pamiętam, że sąsiadka namawiała mnie kiedyś, jak Hania byla maleńka, do odwiedzin naszego kościoła, i to wcale nie na modły, tylko żeby socjalizować się, dzielić dole i niedole z innymi mamami. Podobno można przynieść swoją wałówkę, wypić herbatkę, kawę, coś zjeść, dzieciaki mogą się bawić a rodzice pogadać, poczytać... znaczy miło spędzić czas. Nie byłam więc nie jestem w stanie więcej na ten temat napisać. A teraz myślę sobie, że szkoda.

Pani ksiądz powiedziała pare słów i zaingurowała koncert. Potem muzycy dawali czadu, jeżeli mogę tak się wyrazić, bo też byli wiekowi. Koncert był raczej kameralny ale publicznośc dość żywiołowo reagowała. Hania tańczyła w stylu flamenco, kręcąc rączkami, czasami biła brawo. Najczęściej z pewnym obsuwem w stosunku do braw publiczności. Znajdowała sobie różne zajęcia i obiekty zaintersowań, np. bardzo kręciła ją torebka pewniej pani powieszona na krzesełku no i linki od żaluzji. Zainteresowała ją też biblia, czy to może był śpiewnik, nie przyjrzałam się dokładnie, w każdym razie jakaś książka - Hania ją kartkowała wnikliwie.
Po raz pierwszy zdarzyło się, że z chęcią sami wtykaliśmy jej smoczka - znaczy kneblowliśmy ją trochę w niektórych momentach, żeby nie była za głośna.
Myślałam, że posłuchamy max 2-3 kawałki i trzeba będzie się zwijać, tymczasem zaliczyliśmy cały koncert!

Aha, nie wspomniałam jeszcze, że koncert był jazzowy. Mi się podobało. Czarek twierdził, że brakowało mu dysonansów (cokolwiek miał na myśli) i że słodzili i coś tam jeszcze... Ja się nie znam, ale dla mnie wokal babki był boski, brzmiał jak z płyt sprzed lat... Gdyby to było w knajpie, w półmroku, przy butelce wina spokojnie przeniosłabym się w czasie...

3 comments:

Miss Take said...

wiesz co, Ada, idź za ciosem! ja jestem pewna, że Hania ma zdolności muzyczne po Tatusiu, sama widziałam go nieraz w akcji gitarowo - kontrabasowej i od tego czasu jestem jego wielką ukrytą fanką ;)

Anonymous said...

No i chyba zaczeli pracować nad tymi zdolnościami skoro znowu nie ma czasu pisać... I co dziecku powiesz? że mamusi sie już nie chciało?

adadi said...

ale ktos mnie tu objechal - ciekawe co to za Anonymus...?