Sunday, August 05, 2007

Tylko troche o planach

Myslalam ze mam dosc sprecyzowane plany wyprawy ale jak tu juz jestem na miejscu to trace te pewnosc... Jednak pewne punkty programu zrealizuje na pewna a pewnych miejsc/przygod/zabaw bede raczej unikac. I tak np. niniejszym obiecuję, że nie będę walczyć z guerillą (rowniez sie do nich nie przylacze), zahaczę tylko o ich tereny żeby trzasnąć parę fotek chłopakom – mam nadzieje, że się pojawią (z karabinami koniecznie). Nie planuję również robić żadnych interesów z ziomalami Escobara (no właśnie – przy okazji powtarzam - żadnych zamówień na towar nie przyjmuję!)ale wpadnę do jego rodzinnego miasta Medellin się rozejrzeć... i tak główni obecni kokainowi mafiozi przenieśli się do Cali. Właściwie do Cali też pojadę, bo to przecież kolumbijska stolica salsy, aczkolwiek nie zamierzam zapisywać sie na żaden kurs (antytalencie). Nie bede też nadużywać żadnych białych prochów – z resztą jak wiadomo kokaina to w Kolumbii towar czysto exportowy, lokalnie żuje się liście koki, które jak powszechnie wiadomo mają działanie kojąco-łagodzące, usuwają zmęczenie i pozwalają przetrwać w trudnych andyjskich warunkach. Liście są w porządku ale mało smaczne i ranią dziąsła więc ja raczej będę rozkoszować sie kolumbijskim towarem exportowym numer dwa – czyli kawą. Hmmm, co jeszcze kojarzy się z Kolumbią... czy aby nie szmaragdy? Taaaak, wielu przyjeżdża tu na 'szmaragdowe' zakupy... ja zakupów nie mam w planach ale chciałabym w międzyczasie zanurkować sobie w Morzu Karaibskim - z ukierunkowaniem na jakis piracki wrak – a nuż pare tych kamieni i inne skarby ostały się na dnie... A propos skarbów – Kolumbia to przecież teren nieustających poszukiwań eldorado - zatopionych, zaginionych skrabów Mwisków i innych Indian... ale zbyt wielu poległo bym i ja ruszyła ich śladem J(jednak nie omieszkam wybrac sie do zaginionych w dzungli ruin miasta Indian Tayrona - niestety dawno juz oszabrowanych:(