Saturday, August 18, 2007

Wybrzeze Pacyfiku - raj odnaleziony





































No coz... a jednak jest tu pieknie! Zamierzam przebukowac powrotny lot na pozniejszy termin (nie ten do domu, tylko do Medellin) - chociaz moze byc ciezko:( Po prostu rozbraja mnie bliskosc selwy (100m od hotelu) i to selwy takiej konkretnej w postaci zielonej sciany, no i oceanu - ok.200-400m ale zalezy od przyplywu/odplywu. Poziom wody w oceanie zmienia sie co 6 godzin i raz odkrywa a raz zalewa obszar okolo 200m (tj. o ok.2-4 metrow przy skalach). Tak wiec spacerujac w jedna strone wybrzezem po kilku godzinach sie nim nie wroci bo jest zalane...
Dzis opiekowal sie mna Leo z mojego hotelu. Rano odwiedzilismy jego znajomego w domu przy samym brzegu w porcie i 20 m od selwy - i to co zobaczylam jest zupelnie nie do wiary - gosc mieszka w totalnie opajeczonym domu! Przysiegam!oczywiscie nie ma okien (bo po co tutaj) ale nie ma tez moskitier - caly taras, okna sa spowite niebieskawa pajeczyna, produkowana przez dziesiatki wielkich pajakow. Sa tez w srodku mieszkania ale wlasciciel przemieszcza je w bardziej potrzebne miejsca - normalnie schiza - musialam uwazac na kazdy ruch, potem sie przyzwyczailam. Coz, jedni hoduja rybki... Jednak pajaki sprawiaja, ze mieszkanie jest kompletnie odizolowane od wszelkich insektow i robactwa, co biorac pod uwage lokalizacje (miedzy dzungla a oceanem) jest super rozwiazaniem (jak ktos nie ma aranofobii czy jak sie to nazywa..).
Potem odwiedzilismy innego znajomego zajmujacego sie produkcja lodzi (i to naprawde niezlych). Nawdychalam sie tam troche oparow klejow - chlopaki akurat kladli 5 warstw wlokna szklanego na burty. Strasznie zmudna robota... Nie moglam patrzec jak nie uzywaja masek, wiec zrobili mi przysluge i zalozyli;) Jedna srednia lajbe robia w tydzien.
Lodki zwie sie tutaj lancziami. Wczoraj w okolicach Nuqui jedna lanczia miala wypadek, podobno grupa turystow spanikowala z jakiegos powodu i lodka sie wywrocila - jedna babka utknela pod lodka i zginela. Lepiej wiec wloczyc sie solo niz podrozowac ze spanikowanymi turystami;)
Obecnie tu w zatoce jest sezon na wieloryby - nie wiem dokladnie czy to jest czas ich rozmanazania czy zalotow - moze bede miala szczescie zobaczyc... Dosc liczne sa tez delfiny. Poza tym jest to totalne eldorado dla entuzjastow wedkowania (czyli nie dla mnie:)
Leo byl mi tez przewodnikiem po pobliskiej selwie - nie pozwolili mi poszlajac sie samej po okolicy chociaz sciezka byla calkiem wydeptana na wielkie zadzunglone wzgorze. Spacer - czad! Chyba jestem dzieckiem dzungli;) Tylko z powodu licznych jaszczurek, wielkich mrowek, gasienic i pajakow ciagle musze sobie przypominac ze zanim podepre sie o jakies drzewo czy zlapie jakas galaz musze je dokladnie obejrzec...
Kapiel w kaskadzie z widokiem na ocean i z bajorkiem o glebokosci 1.2m - sluzacym jako naturalne jakuzzi - dopelnia piekno dzisiejszego dnia...
A na jutro mam zorgzanizowany 5godzinny przemarsz przez glebsza selwe, mam nadzieje, ze taka dzika, ze bez maczety ani rusz:))

3 comments:

Anonymous said...

eee,trzeba bylo do Polski przyjechac..delfiny byly ostatnio widziane w zatoce gdanskiej i wszystkie stacje radiowe i telewizyjne o tym trabily :P
Edyta

adadi said...

jak to wszystkie! ani jedna kolumbijska;)

adadi said...
This comment has been removed by the author.