Thursday, August 30, 2007

wcale nieanonimowa podroz do Bogoty (po zalatwieniu San Agustin)

No i okazalo sie ze nastepnego dnia rowniez nie bylo wyprawy dzipem po okolicach San Agustin;( wiec mialam kolejny dzien na wloczenie sie bez wiekszego celu i konwersacje z samozwanczym opiekunem Lukasem. Dopiero okolo poludnia wlascicielka hotelu mowi - no przeciez moj brat moze Cie obwiezc... Oczywiscie potrojna stawka niz normalnie, gdyby byla grupa. No wlasnie - to gorsza strona podrozowania w pojedynke - ten luxus niestety czesto wiecej kosztuje:( (szczegolnie niestatndardowy transport i wynajecie przewodnika dla samej siebie, zeby np polazic po selwie caly dzien czy pogalopowac konno; czasem niby mniej, bo np. darmowy nocleg u kogos w chacie ale i tak trzeba cos kupic, postawic wiec i tak wiecej:) Zszedl wiec 70letni dziadek z goglami na oczach i ruszylismy rozklekotanym dzipem... po drodze zameczal mnie standardowymi pytaniami (a ja wolalam zeby skupil sie na drodze, bo dosc kreta byla) a na miejscach nie byl w stanie opowiedzic nic... musze wiec doczytac, bo odwiedzilismy ciekawe miejsca archeologicze. Do tego tzw. Estrecho - to jest przewezenie rzeki Magdaleny - najwiekszej i najwazniejszej rzeki Kolumbii, ktora u ujscia ma 3km a w tym przewezeniu 1.8m... i przepiekny ogromny wodospad. Widzialam wiec prawie wszystko co trzeba w okolicy, zlecialo jakies 5h i zdolalismy wrocic (a mialam czasem watpliwosci) i rzutem na tasme zalapalam sie na nocny bezposredni autobus do Bogoty (Na szczescie do Bogoty droga jest normalna, nie taka nedzna jak z Popayan). Adios San Agustin!
Tutejsze autobusy dlugodystansowe... to byl tzw cama-bus czyli lozko-bus, niezwykle wygodny, siedzenia rozkladaja sie do pozycji pollezacej a serwis jak w samolocie. Bilety - imienne miejscowki. Zaloga - 2 kierowcow i asystentka (stewardessa?) umundurowana. O monitorowanej predkosci wspominalam. Telewizor - tak (lecial film ´Norbit´, zawsze jest hiszpanski dubbing tym razem wyjatkowo byl po angielsku - nikt nic nie rozumial i oprotestowano ten fakt informujac zaloge - jednak bez rezultatu:). Poczestunek - tak (soczek, rogalik i batonik). Kocyk do przykrycia - tak. Z nieznanych mi powodow w tych wszystkich autobusach pasazerow mrozi sie klima. Zawsze pakowalam sie w spiwor ale ostatnio moim wielkim dramatem jest jego utrata - zapomnialam zabrac z auta 4 dni temu:(A teraz uwaga! tego wczesniej nie doswiadczylam - przed odjazdem do autobusu wpadl gosc z kamera i objechal wszystkich pasazerow, filmujac ich twarze...wczesniej sfilmowal tablice rejestracyjna i numer rejsu. Ta sama historia powtorzyla sie pare godzin pozniej w wiekszym miescie, gdzie sporo pasazerow sie wymienilo... Az mialam poczucie, zo to jakas ostatnia podroz, ostatnie zdjecia - pieknie sie usmiechnelam na wszelki wypadek:) Jak przez mgle przypominam sobie, ze wczesniej w ktoryms autobusie trzaskano zdjecia wszystkim - ale juz troche spalam i potem myslalam, ze mi sie snilo... chyba jednak nie;)W takich wiec niemal ´luxusowych´ warunkach po 10h dotarlam do Bogoty. I czekam sobie na dworcu na dzien. Calkiem fajnie na tym dworcu - mozna wziac prysznic, sa chyba dziesiatki sklepikow i knajp, no i kafeja internetowa, jakby co to mozna zamieszkac;) Kolejnej nocy planuje przemiescic sie na granice z Wenezuela a kolejnej do Caracas. Chyba, ze wymiekne i pozostane jeszcze jeden dzien w Bogocie i jakis przelot skoluje... a tego jeszcze nie wiem a zaraz musze cos postanowic, a tymczasem nic nie wiem co jest dostepne, ile godzin stad tam i co najwazniejsze za ile... Jedno wiem - trzeba mi dotrzec do Caracas w sobote... Tymczasem na 10ta umowilam sie z Nicolasem (tym poznanym w Cartagenie), ktory ma mi pokazac Bogote. W ciagu jednego dnia niewiele zobacze, bo Bogota to duze miasto jest (nie wspominajac o ciekawych okolicach) - glowny punkt programu to bedzie jedno z najbardziej znanych i bogatych muzeow - Museo del Oro (muzeum zlota prekolumbijskiego). Potem sie zobaczy... Bienvenidos Bogota!

5 comments:

Anonymous said...

Hej hej ADA!!!! Az mi zal,ze konczysz juz te swoja wyprawe. Swietnie sie czyta Twoje opowiesci. Nie myslalas przypadkiem zeby pojsc w slady jakies B.Pawlikowskiej, W.Cejrowskiego albo innego medialnego podroznika ? :o) Ada in the Jungle to swietny tytul ksiazki :o) A tak w ogole to chcialam Ci zyczyc szczesliwego i bezpiecznego powrotu do domu.Chyba,że nas zaskoczysz i powiesz, ze zostajesz w Kolumbii :o)
Pozdrawiam
Sylwia

Anonymous said...

Witaj Ada,
to już coraz bliżej końca wyprawy,ale ciesze się,że już wracasz,żałuje tylko tej pasjonującej lektury jaką nas czytających ten blog raczyłaś,wiesz Ty naprawde masz talent i lekką ręke,może to wykorzystasz...... i wydasz wspomienia z podrózy po nieodkrytych kontynentach.
Mam nadzieje,że zobaczymy się we wrześniu,już się nie moge doczekać.
Mam jedno pytanie czemu nie zamieszczasz zdjęc ?
Przesyłam moc uścisków.
Teresa

Anonymous said...

Hej Ada! Äntligen kommer jag fram till dig! eller? Kom igen och skriv lite på svenska nu! eller i alla fall på engelska. Jag hoppas att du mår jättebra och att vi ses snart! Carina

adadi said...

Hi Carina, Today I used my Svenska, said HEJDO to all who left the office before me (which means to everybody:)

adadi said...

Aj dzięki dziewczyny! Tym razem wrocilam! faaajnie tu w pracy ale nastepnym razem jak pojade to zostanę:) Jaki tam talent... to cos czego mi brak:( ja tylko odtwarzam tj. opisuje co sie wydarza:) Zobaczymy sie wkrotce a na pewno usłyszymy... Pozdrówka!