Thursday, August 16, 2007

Uroki Cartageny

Cartagena mnie po prostu urzekla! Do tego stopnia, ze postanowilam poswiecic jej jeszcze jeden dzien (razem dwa). Faktem jest, ze pierwszego dnia w ekipie nie zobaczylam tego wszystkiego co chcialam (te kompromisy) ale potem towarzystwo sie rozjechalo.
Ze Starego Miasta nie chce sie wychodzic... malownicze, waskie uliczki z kolorowymi budynkami z okwieconymi balkonami wciagaja; sa pelne ulicznych sprzedawcow oferujacych wszystko co mozliwe, rowniez afrykanek z tacami owocow na glowie. Wloczac sie tu i tam zajrzalam nawet do Katedry. Ale doskonaly cien mozna zlalezc na laweczkach pod drzewami na Placu Boliwara, gdzie lokalni starsi panowie prowadza rozgrywki szachowe, pucybuci pucuja buty a obnosni sprzedawcy kawy w termosach oferuja najslodsza kawe na swiecie. Mimo to gorac straszna. Nawet w nocy, pomimo niewykonywania zadnego wzmozonego wysilku, krople potu wystepuja na czolo....
Troche wytchnienia mozna doznac na wybrzezu, morska bryza i woda robi swoje... Spotkalam tam kolesia z Bogoty, kroty obiecal byc mym przewodnikiem jak juz dotre do stolicy. W Cartagenie odbylismy wycieczke poznawcza po supermarkecie, bo wyszlo na jaw ze nie jarze pewnych typowych kolumbijskich produktow (czasem byla to kwestia niejarzenia hiszpanskiego/latynoskiego slownictwa)
O poranku obowiazkowo wybralam sie do slawnego bastionu San Felipe - majacego niegdys chronic skarby Cartageny przed ciaglymi atakami piratow. Budowla naprawde robi wrazenie, mozna poczuc te krwawa historie. W miedzyczasie wynajety z 6usd przewodnik nie odklejal sie ode mnie w ciemnych podziemnych korytarzach po ktorych wloczylismy sie troche bez sensu, bo nic nie bylo widac przy slabym swietle jego latarki. Kolumbijczycy sa niemozliwi, potem w autobusie uwodzil mnie starszy gosc, profesor prawa, w naprawde dosc zaawansowanym wieku, tj ladnie po szescdziesiatce).
W koncu nadszedl smutny czas rozstania, rozstania z karaibskim wybrzezem. Teraz bawie w oslawionym Medellin, tzn. dopiero tu dotarlam, 13 godz nocnym autobusem - ha! i zadnego rabunku po drodze! a jednak mozna podrozowac po Kolumbii noca... Oj trace czujnosc w tej oazie bezpieczenstwa (ale jakby co to zawsze noz w plecaku prawie pod reka:).
No dobra, to ide sie po rozejrzec po miescie, ktore tak wiele zawdziecza Escobarowi...


No comments: