Friday, August 22, 2008

Indianski ogrodek. Dzungla w dzungli.


Tak, indianskie ogrodek, czy pole to prawdziwa dzungla – przynajmniej dla mnie. Jestem pelna podziwu jak oni maja kontrole nad tym co, gdzie rosnie i kiedy dojrzewa. Nie ma tam czegos takiego jak ladne proste, przejrzyste grzadki a to z marchewka a to z cebula… Tutaj wszystkie rosliny rosna na tej samej ziemi, w roznych pietrach. Stanowi to niesamowity gaszcz, przez ktory przedziera sie z maczeta. Te same rosliny dojrzewaja w roznym czasie, bo przeciez nie ma tu przerwy na zime...

Na polu Carmeli najwyzsze byly palmy z papaja, bardzo wysokie, akurat niektore byly dojrzale to stracila dlugim kijem dwie. Pietro nizej daja swoje owoce drzewa platanowe (palmy bananowe). Jest ich duzo, jako ze platanow pozera sie tu dosc duzo, wlasciwie codziennie – jak nasze ziemniaki – smazone (patakony, mniami), gotowane (nie smakowaly mi), do zupy… W cieniu platanowych palm kolejne pietro stanowily drzewka, krzewy juki. Tutejsza juka nie ma nic wspolnego z tym kwiatem-roslina ozdobna, ktora my nazywamy juka. To sa ok. 2m krzewy o drobnych listach, przy czym czesc jadalna stanowia jej korzenie, podluzne bulwy, moim zdaniem troche bez smaku. Juke zbiera sie tak jak nasze ziemniaki, scina, wyrywa sie rosline i wykopuje bulwy. Po ugotowaniu tez robi tu za ziemniaki... Juki tez sadzi sie bardzo duzo i byle gdzie, bo ta roslina nie potrzebuje duzo do zycia…ale dojrzale bulwy daje dopiero po 6-8mcach. Byla jeszcze jedna roslina bulwiasta, ziemniakopodobna - papaczita, z niska czescia zielona nad ziemia i bardzo rozrosnietymi korzeniami-bulwami. Co ciekawe po oberwaniu bulw, glowna czesc wklada sie z powrotem do ziemii i papaczita rosnie sobie dalej…
Zobaczcie, juka, papaczita, platany, ziemniaki laduja na ich talerzach obok kawalka miesa (i zawsze, nieodlacznie kupa ryzu)… a u nas ciagle te kartofle i kartofle:)
Wsrod innych roslin naziemnych byla tez fasola, pomidory a w ziemii – orzeszki ziemne. Surowe sa OK ale nieprazone nie smakuja tak super;) Bylo tez kilka drzew z bawelna… ale czad! Pierszy raz widzialam drzewko z dojrzalym owocem bawelny – wyobrazcie sobie drzewko z wacikami:))) serio!
Byla jeszcze trzcina cukrowa i pewnie wiele innych roslin… nie wszystko pamietam.

Pare godzin spedzilam na polu z Carmela, przyznam, ze za bardzo sie nie przydalam. Okrutnie ciezka robota, nieodlacznie z maczeta w dloni… cokolwiek sie nie robi - grzebiac w ziemii w poszukiwaniu jadalnych korzeni, wycinajac chaszcze, znowu grzebiac w ziemii zeby posadzic nowe rosliny. Warto zobaczyc ten znoj, zeby uszanowac swoja prace:) (tak samo mialam jak zobaczylam jak wyglada robota gornikow w boliwijskiej kopalni w Potosi;). A jak juz zbierze sie te dary ziemii, to co potrzebne na sniadanie, obiad, kolacje, wrzuca sie je do plecionego, sztywnego kosza, umieszcza na plecach i waska, bagnista sciezka wycieta wsrod 2-3-4 metrowych gestych trzcin, traw wolno podaza sie do wioski… kilkadziesiat minut…

No comments: