Friday, August 22, 2008

Jeden dzien z zycia w PuyoPungo

Sezon na mrowki
Wczesnie o poranku nawoluje mnie Liset, zrywam sie, po czym przypominam sobie gdzie jestem i najpierw ostroznie rozgladam czy nic nie wisi mi na moskitierze, nic… patrze obok – tarantuli tez nie ma. Schodze i patrze, ze Liset pod moja chata grzebie maczeta w ziemii… mrowek szukala, na deser… Sezon na mrowki to sierpien, polowa wrzesnia, jak nie pada az tak duzo, wtedy wczesnie rano wychodza polazic po powierzchni, jak wchodza z powrotem to zostawiaja dziurki, ktore to Liset rozkopywala, zeby dorwac je na koncu korytarza. Byla naprawde bardzo nieszczesliwa, bo znalazla tylko kilka. Mrowki “ucuy” sa nieszkodliwe, Liset pozwolila im polazic po swoim ramieniu, zeby mi sie zaprezentowaly;) Urywa im sie skrzydelka i nozki i smazy po czym mozne je schrupac ze sola – to chyba taka ich przegryzka a la chipsy;) No to mi zaimponowala… teraz moja kolej, wyciagam aparat i pokazuje w czyim towarzystwie spalam tej nocy... chyba przebilam jej mrowkowa “atrakcje”, wooow tarntula, mowi… pojawia sie Carmela. Carmela zaklopotana mowi, oj “possiblemente que se fue a pasear un poquito” czyli, ze prawdopodobnie wyszla sobie pospacerowac... Ale to raczej nie tarantula, to wygladalo jej na ponzoñe (czy cos takiego), tarantula podobno jest jeszcze wieksza… Bylo jej przykro, ze sie to zdarzylo ale ja jej mowie, ze spoko, ze niezla historia, ze wczoraj bylam troche w trwodze ale traktuje to jako extra przygode;) tylko ma jeden problem - poniewaz gdzies zniknela to nie wiem czy nie zaszyla sie np. w moim bucie… wiec Carmela poszla na zwiady, przerzucila wszystkie moje manele i krzyczy, ze “czysto”. Moglam zaczac poranna toalete...

Oczyszczenie ze zlych mocy
Przy sniadaniu mowie, ze to byla dziwna noc, mialam wrazenie, ze caly czas slysze szum plynacej obok rzeki, do tego calonacna ulewe a jednoczesnie snila mi sie praca… bardzo wyraznie, po raz pierwszy od poczatku wakacji. Carmela mowi, no to idziemy do wodospadu! Dowiedzialam sie, ze Indianie wierza, ze kapiel w wodospadzie jakby oczyszcza dusze, znikaja zle sny, pech itp… No to poszlyszmy, sciezka przez dzungle, sporo ponad 2 godziny. Carmela po drodze pokazywala mi dzunglowe ciekawostki, czy co bardziej interesujace rosliny przy czym wywijala maczeta niczym Wolodyjowski szabla;) Az w koncu ukazal nam sie wodospad “hola vida”, piekny, wzburzony, bo padalo cala noc; mial jakies 40m, wynurzal sie z dzungli i wpadal do turkusowej niewielkiej ale dosc glebokiej laguny… coz za blogosc zanurzyc sie w niej… i jaki zal potem wychodzic. Spadajaca woda swoja sila mogla zabic nie tylko moje zle sny ale i mnie wiec az tak bezposrednio w sam srodek opadajacej wody nie podplywalam…

Po drzemce w hamaku w towarzystwie nienazartych komarow, po poludniu wloczylysmy sie z Liset i mala bardzo zwawa Gabi, troche pogralysmy w pilke a potem Liset poczula misje i pokazawyla mi przydomowe lecznicze rosliny – prawdziwa apteka! Nie kapalysmy sie w Rio Puyo, bo w ciagu tej nocy krystalicznie czysta rzeka zamienila sie w brazowo-mleczna breje – efekt calonocnych opadow. Do Rio Puyo z wiekszym impetem wpadaly inne rzeki i po wymieszaniu sie woda sie strasznie zamulila…

Ech, Keczua…
Wieczorem wrocilysmy do naszych lekcji. Niezle jej szlo, miala bardzo dobra pamiec ale troche kiepska wymowe angielskiego. Ja natomiast w silnych meczarniach nauczylam sie liczyc do pieciu w keczua, co nie jest takie proste (szuk, iszkaj, kimsa, czusku, piczika) i paru innych przydatnych wyrazen, np hakujakuma, hakuhuasima (idziemy do rzeki, idziemy do domu), kajagama (hasta mañana), wszystkich czesci twarzy (ñaui, szimi, singa, kiru, rinri, atcza). Ciagle jednak nie moge zapamietac jak jest “kocham cie”: ñuka kanda munani aszkata…. Wedlug mnie keczua jezeli chodzi o poziom trudnosci jest podobny do szwedzkiego:)

Urodziny. Fiesty nie bedzie
To byl dzien moich urodzin… Miala byc fiesta w karaibskich rytmach w Atacames nad Pacyfikiem tymczasem bylam w srodku dzungli… ani kropli caipirinii ani kropli wina… skromna kolacja tylko. Nic nie mowilam dziewczynom o urodzinach, zeby nie robic niepotrzebnego zamieszania… w koncu sama zapomnialam;) Trzeba bedzie nadrobic...

2 comments:

Anonymous said...

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzina Ada, a nadrobisz sobie przy winku w Göteborgu. Do zobaczenia.
Agnieszka

ps.super sie czyta twoje niesamowite przygody

Anonymous said...

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzina Ada, a nadrobisz sobie przy winku w Göteborgu. Do zobaczenia.
Agnieszka

ps.super sie czyta twoje niesamowite przygody