Sunday, August 23, 2009

Na pustynnych wydmach na Los Medanos de Coro












Zaraz kolo drzewa pod ktorym zaleglam byla polowa grillownia miesa i stoliczki dla konsumentow. I facet trudniacy sie grillowaniem podrzucal mi co lepsze kaski, zebym szybciej sie zregenerowala:). Myslalam o powrocie do Adicory wiec obiecal mi zatrzymac jakis autobus, bo to bylo tuz przy drodze.
Jak juz troche doszlam do siebie stwierdzilam, ze nie jest jeszcze tak pozno, szkoda dnia i warto byloby zajrzec na Los Medanos de Coro - taka mini pustynie (jakas godzine z Morruy). Ale najblizszy autobus mial byc podobno dopiero o 17tej:(
Jak tak sobie siedzialam pod drzewem czesc klienteli zastanowialo sie co ja tutaj robie wiec odpowiadam co i ze planuje zobaczyc Los Medanos ale nie mam teraz jak... No i znalazl sie niejaki Eduardo, ktory jechal wlasnie w tamtym kierunku i mnie chetnie zabierze. Ma swoja firme inzynieryjna od jakichs konstrukcji elektryczo-budowalnych i wracal ze swoim pracownikiem z jakiejs roboty. Na miejscu wypil 2 piwa i po drodze kolejne 2... coz, w koncu prawie weekend... (dodam, ze on prowadzil).
Zostawil mnie na pustyni i zaoferowal, ze moze mnie odebrac, bo to pare dobrych km od Coro. Ja sie ponurzalam w pustynnych piachach, to znaczy za bardzo nie mialam ochoty sie w nich nurzac ale on byl wszedzie... Wiatr sprawial, ze piach unosil sie w powietrzu, zaopatrzyl mi kieszenie w ciezka ilosc co jeszcze bylo akceptowalne ale jak juz zaczal mi trzeszczec w oczach i zgrzytac w zebach to nie bylo juz tak fajnie.
W ogole niesamowita sceneria... normalnie Sahara chociaz raczej ziarnko piasku w porownaniu do Sahary jezeli chodzi o rozmiar... Ale bardzo ciekawe zjawisko, nie wiem czy gdzies jeszcze wystepujace w Am.Pld. Jest to niezla atrakcja turystyczna - duzo Wenezuelczykow przyjezdza tu pobiegac po wydmach...
Potem Eduardo mnie odebral, pokazal jeszcze kilka innych ciekawych miejsc m.in. miejsce gdzie pierwszy raz zszedl na lad i wcisnal espanolska flage Francisko de Miranda, hiszpanski konkwistador, jeden najwiekszych mordercow lokalnej ludnosci - a oni mu pomnik tu wystawili!!
Wlasnie w tej okolicy gdzie teraz jestem powstawaly pierwsze porty na nowej ziemii i pierwsze statki ze zrabowanymi dobrami wyplywaly do Europy. Calkiem niedaleko od Adicory podobna sa 3 wraki gdzie do tej pory buszuja pletwonurkowie w poszukiwaniu skarbow...
Niestety nie natknelam sie na zadna wypozyczalnie sprzetu nurkowego... kroluja za to szkolki windsurfingu i kitesurfingu.
Eduardo w miedzyczasie spozywajac kolejne 4 butelki piwa zapalal do mnie uczuciem i postanowil podrzucic mnie az do Adicory, gdzie wreczyl mi w podarunku firmowa koszulke, zaopatrzyl sie w kolejne butelki piwa i zaprawde nie wiem jak wrocil back to Coro:)

3 comments:

Miss Take said...

witaj :)
zaabsorbowana po uszy szczęściem rodzinnym, trochę zaniedbałam się w czytaniu Twoich przesympatycznych opowieści.
więc dziś nadrabiam... i nadrabiam...
odnośnie sensacji żołądkowych, przed wyjazdem w dalekie kraje, radzono mi przed każdym posiłkiem wypić kielicha mocnego alkoholu (może być spirytus - byle nie salicylowy ;P)
więc w trosce o Twoje zdrowie radze Ci to samo; bierz przykład z Eduardo, najwidoczniej facet wie co robi.
m.

adadi said...

No wlasnie sie zastanawialam jak tam u Ciebie... Baaaardzo sie ciesze z Twojego szczescia rodzinnego. Bardzo:)
Jakos wciaz nie mam okazji (albo ochoty?) - niemal od kilkunastu dni - na zapodanie sobie czegos mocniejszego... Ale wczesniej czy pozniej sie nadrobi:)

Miss Take said...

taaa ;P
w ostateczności po powrocie :D
m.