Tuesday, August 11, 2009

na razie w Ciudad Bolivar ale prawie w drodze do Canaimy



No i jestem sobie w Ciudad Bolivar. Nie lubie tego miasta bo tu wlasnie niegdys przemoca usilowano skopiowac moja karte kredytowa… i nic wiecej stad nie pamietam. W sumie nie mialam tu zabawic zbyt wielu chwil tylko sie przetrasferowac do Canaimy. Delmar maniakalnie dopinal moja wycieczke na tip top wykonujac wczoraj okolo 10 telefonow do agencji. Normalnie czulam sie jak dziecko posylane na kolonie. Ale i tak na nic to sie zdalo… Na dworcu bylam okolo 5tej rano i okolo 6tej mial mnie ktos odebrac. Zadzwonili do mnie po 7mej, ze za 10 min beda i ostatecznie zgarnieto mnie o 8mej. Luzik… Po przetransferowaniu na lotnisko lokalne (bo do Canaimy trzeba leciec) okazalo sie z sa problemy logistyczne, i ze nie dadza rady i ze polece jutro i czy OK? Hotel z kolacja za free w zwiazku z tym. Poniewaz bylo mi absolutnie wszystko jedno ku uldze pani z agencji zgodzilam sie uprzejmie bez krzty rozczarowania na mojej twarzy i teraz siedze i czekam az posprzataja pokoj. Dopadlam do kompa na ktorym trenuje swoja cierpliwosc bo tak wolnej maszyny nie widzialam od bodaj 10ciu lat…

W ramach programu ´bezpieczne wakacje´ Delmar zakupil mi komorke. Mam nadzieje, ze nie zgubie… Jakby co to jest moj nr +584241726973. To jakis Alcatel i ciagle pracuje nad rozszyfrowaniem jak sie go obsluguje.
Wczoraj jeszcze zabral mnie na fantastyczna kolacje z muza live oczywiscie. Chyba jeszcze nigdy nie jadlam takiego miecha… i pierwszy raz sprobowalalam tez Cachapa de hoja to taki slodki placek-walek kukurydziany z serkiem a la mozzarella (queso telito)… Potem zapakowal mnie do autobusu (na prywatnym dwocu funkcjonujacym zupelnie tak jak male lotnisko - bardzo podobne procedury) i kazal dzwonic do siebie en qualqiera cosa… W miedzyczasie uruchomi swoj network znajomych zeby zapytac o jakas wyprawe po dzungli w okolicach Puerto Ayacucho, bo to moj nastepny kierunek. Mam nadzieje, ze mu sie nie uda… bo naprawde zrobi sie piekielnie nudno.

No i coz... przez pierwsze prawie 2 dni wytarzalam sie w burzuazyjnym swiecie Wenezeueli wloczac sie po oligarchistycznych lub imperialistycznych (tak zwanych przez Chaveza) knajpach Caracas z horrendalnym cenami. Tymczasem moj budzet nie uszczuplal przez ten czas ani o Bolivara. Dopiero przed wyjazdem Delmar wymienil mi wieksza czesc kasy (wczesniej dal mi kieszonkowe jakbym potrzebowala;). Ale moj budzet uszupleje znacznie w ciagu najblizszych 3 dni, bo Canaima i Salto Angel bedzie mnie kosztowac polowe calej gotowki, ktora ze soba wzielam:( No ale to trzeba zobaczyc…
Tymczasem dzis mam wolny dzien , z ktorym nie wiem jeszcze co zrobie. Zaczne od prysznica chyba.

5 comments:

Anonymous said...

No i znowu zalapalem sie na pierwszy komentarz :-) Toż to all-inclusive a nie globtroterskie wakacje (a moze i dobrze?). Jakby co to wszystkim tubylcom z bardziej ezgotycznych miejsc polecam "białe plamy" na mapie w okolicy Międzyzdroi, to jest dopiero eksploracja: ponoć grasuje tam jeszcze zagubiony oddzial Wehrmachtu.
Trzymam kciuki no i tam tego i tak dalej, wiadomo o co chodzi ;-) o tym później
Cede

White Eagle said...

Alcatel?! Gratuluje :) To byl moj pierwszy telefon komorkowy w latach 90-tych :D Kiepskie mam z nim wspomnienia :D

Nie wyrzucaj korali! Moze kieli przerodza sie w kwiatki, ktore wypelnia puste miejsca po nasionkach ktore Ci odpadly :D

Jak ja bym chciala miec wolny dzien i nie wiedziec co z nim zrobic...!

Miss Take said...

czy to znaczy że mogę do Ciebie zadzwonić? no czad :)
co do rozpusty, to musisz nadrabiać bo ostatnio strasznie wychudłaś, aż Cię prawie nie poznałam.
pues... come bien y disfrute tanto como puedes
m.

adadi said...

eee, ja nic o rozpuscie nie pisalam... grzeczna jestem;)
taaak,taak dzwoncie i piszcie...
A propos z tego co slyszalam, to pewne niedobitki odzialow z Wehrmachtu to i na obrzezach Wenezueli osiadly...

Anonymous said...

na cale "szczescie" przynajmniej takie malownicze opoznienie sie trafilo na dworcu zebys do konca nie zapomniala swojskich klimatow ;))
Ete