Thursday, August 20, 2009

O destruktywnym wplywie upalu na umysl czlowieka (w podrozy)


Wczoraj byl ciezki dzien... Ostatnio nie mam szczescia co do komfortu przemieszczania sie w przestrzeni (jak nie strzelanina to inne problemy...). Wpadam rano na dworzec w Cumanie, widze goscia dracego sie "Caracas, Caracas, ya salimos" lapie go wzrokiem a ten juz wie, ze ja do Caracas i wciaga mnie do swojej kanciapy (no przesadzilam, calkiem nienajgorsze biuro to bylo) i wypisuje bilet. Macie klime? - pytam, claaaro - slysze i poddalam sie zapakowaniu mnie i plecaka do rzeczywiscie schlodzonego dwupietrowego autobusu.

Zanim ruszylismy przez autobus przewinelo sie z tuzin sprzedawcow-nawijaczy, oferujacych rzeczy przerozne, wlaczajac parafarmaceutyki, m.in. pigulki zapobiegajace prostacie. Gosc idacy z duchem czasu i zeby nie zedrzec sobie gardla mial dobry sprzet naglasniajacy (jak instruktorzy w gym´íe) i pomoc "naukowa" w postaci trojwymiarowego albumu ilustrujacego organa meskie. Przy pomocy owej pomocy naukowej obrazowal jakie sa skutki prostaty (i nie zazywania owych pigulek) - a jest nim impotencja - i koles kilkukrotnie przyklepywal wystajacy (papierowy) organ powodujac jego zwis aby pobudzic wyobraznie, zdramatyzowac problem po czym wskazal na ladna dziewczyne (z obslugi autobusu, ktora zrobila ¨smutna¨ mine), zeby wszyscy mezczyzni wyobrazili sobie jak bardzo bylaby zawiedziona, gdyby taka sytuacja sie przydarzyla... ale to tak na marginesie:)

Potem ruszylismy i po jakich 5-10 min... wysiadla klima. Niby sie zepsula a ja mialam poczucie, ze nas oszukali, ze wiedzieli wczesniej i zaczal narastac we mnie gniew. A upal byl nie do zniesienia, a do Caracas conajmniej 7h. Gotowalam sie zatem w srodku - ze zlosci i na zewnatrz w tym ukropie w autobusie. A jeszcze byl niekonczacy sie korek wiec nie bylo szans na jakikolwiek powiew z uchylonych malutkich okienek. Nastepnie w ramach pograzania mojego marnego losu, z tylu za mna porzygalo sie dziecko na podloge i nikt nie kwapil sie tego posprzatac a jeszcze dziadek siedzacy obok mnie wp... moje orzeszki, bo go nieopatrznie poczestowalam, raz, z grzecznosci.

Warunki - mowie Wam - nie do pozazdroszczenia w ogole. Ale wkrotce ktos nawiazal kontakt z kierowca i rozeszla sie wiadomosc, ze w Puerto de la Cruz wymienia autobus (1.4h z Cumany).
Juz na miejscu okazalo sie, ze jednak nie maja zamiaru wymienic auta ani zwrocic kasy za bilet. Baba od biletow na dworcu powiedziala, ze mam sie przesiasc na dol, bo tam jest chlodniej i sie ulotnila a kierowca szczerze przyznal, ze klima nigdzie nie dziala. Sprawilo to, iz trafil mnie szlag i to w intensywnej postaci. W zasiegu wzroku nie bylo zadnego policjanta, ktorego moglabym prosic o pomoc w wyegzekwowaniu moich praw konsumenckich, jako ze uwazalam, ze w cene biletu wliczony byl serwis w postaci klimy. A skoro jej nie maja i nie moga miec to niech mi oddaja kase (nie zeby jakis majatek, 10$ ale chodzilo o zasady)... Na serio rozwazalam ostentacyjny protest poprzez blokade autobusu tj. zainstalowanie sie za tylnym kolem, bo kierowca zbieral sie do wyjazdu. Jednoczesnie zdawalam sobie sprawe z absurdu planu i pomyslalm, ze upal najwyrazniej padl mi na mozg i ograniczyl nieco swiadomosc, szczegolnie, ze inni jacys pogodzeni z losem wsiedli grzecznie do autobusu... Ostatecznie kierowca zrobil mi miejsce w swojej szoferce, gdzie byl jakis nawiew chociaz.
Siedzialam jak naburmuszony buc podczas gdy kierowca - z natury pogodny czlowiek -nie poddawal sie w nawiazaniu niezobowiazujacego dialogu, majacego umilic podroz. Polgebkiem cos tam odpowiadalam ale potem, po kilkunastu minutach, juz mi przeszlo i powiedzialam, ze jestem z Polski a to jest kolo Rosji, znaczy kolo Syberii i jestem przyzwyczajona do zimnych klimatow stad brak tolerancji mojego organizmu na ukrop;) Tak sie wytlumaczylam...
A po kolejnych 20 min kierowca znalazl parking i przy pomocy niemal calej meskiej czesci pasazerow wzial i naprawil klime...

Z dworca poza miastem taxowka przemieszczalam sie do centrum do biura Delmara, wdychajac olow w makabrycznym korku, obserwujac smutny widok faveli (barrios) otaczajacych Caracas i gadajac z szoferem o zabojstwie Chaveza, ktore nalezaloby przeprowadzic.... ale Wenezuelczycy to zbyt dobrzy ludzie zeby to zrobic - stwierdzil ze smutkiem kierowca.

Delmar udostepnil mi prysznic, zapakowal mi kolejna porcje mango, wreczyl zapas gotowki (na szczescie bede mu mogla zwrocic kase, bo ma konto w amerykanskim banku) i zawiozl na prywatny dworzec, gdzie zarezerwowal mi bilet w porzadnych liniach na nocny autobus do Coro.
Tu byloby wszystko OK, gdyby nie fakt, ze przez cala noc nie zmruzylam oka:( i nie znajduje innego powodu tegoz niz porzadna filizanka mocnej kawy wypita bez sensu tuz przed zapakowaniem sie na poklad... Ale trudno tu kogos winic za to;)

4 comments:

Anonymous said...

Buahahaha (to w temacie trojwymiarowej ponocy naukowej dot.meskiej przypadlosci)

Taaa, i pewnie jeszcze misie polarne biegaja po ulicach w Polsce ?! :P - to w temacie Twojej bujnej, ale jakze kreatywnej wyobrazni i skutecznosci w pokojowym wyegzekwowaniu naprawienia klimy! Bravo bravissimo Guapa!!!

Ete

White Eagle said...

juz sobie wyobrazam Twoja mine 'nanurmuszonego buca' :D

Anonymous said...

Od razu sobie przypomnialam nasz wyjazd na Twoje urodziny do Sopotu na koncert - jaka wtedy bylas zla na ochroniarza. Ze skandal, ze napiszesz do gazety i ich oczernisz, no i oczywiscie efekt trzesacych sie rak. Cala TY:-).
Wszystkiego najlepszego z okazji wczorajszych 18-stych urodzin. Ty wiesz czego Tobie zycze, wiec nie bede sie tutaj rozpisywala.
P.S. Prawie codziennie z nieklamana przyjemnoscia czytam Twoje sensacyjne opowiesci. Super!!

adadi said...

alez mi przypomnialas Kasia te pamietne urodziny w Sopocie... juz potem nigdy wiecej nie wpadlam do ogniska;)